Archiwa miesięczne: Lipiec 2012

#229. „Jak makiem zasiał” – Anna Trojan

„Jak makiem zasiał”


Tytuł: „Jak makiem zasiał”
Autor: Anna Trojan
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 264
Data wydania: 2012
ISBN: 978-83-7839-213-2
Ocena: 7/10
Data przeczytania: 30 lipca 2012

Anna Trojan ukończyła farmację i etnologię. Nabytą wiedzę lubi wykorzystywać w swoich publikacjach, opowiadaniach i wierszach. Także w najnowszej powieści „Jak makiem zasiał” pojawią się odniesienia do XIX-wiecznego lecznictwa i farmacji, przedstawione w bardzo ciekawy i przystępny sposób. „Jak makiem zasiał” to kryminał należący do serii „Asy Kryminału”.

Akcja powieści rozgrywa się na Mazowszu pod koniec XIX wieku. Pisarka świetnie przedstawiła czasy, gdzie choroby psychiczne jeszcze nie były dokładnie zdefiniowane i ciężko było znaleźć sprawcę bazując tylko na przypuszczeniach. Narracja jest prowadzona z punktu widzenia narratora wszechwiedzącego, który prezentuje punkt widzenia zarówno komisarza jak i oprawcy.

„Po gorącym lecie pozostał niepokój, który raz po raz wybuchał w gwałtownych ulewach i wichrach. Wzrastała liczba chorych – fiksatów, deliryków i epileptyków zwożonych z okolic na oddział dla obłąkanych. Wśród biedoty szerzyła się dyzenteria, bogatsi cierpieli na melancholię i podagrę. W ludziach pulsowała złość, na rynku częściej dochodziło do bójek i awantur.”

Głównym bohaterem książki jest komisarz policji śledczej Połżniewicz „był to człowiek z niemałym doświadczeniem, wciąż pełen energii i determinacji. Wprawdzie przekroczył już południe życia, zachował jednak wyprostowaną, szczupłą sylwetkę i bujną kędzierzawą czuprynę z kilkoma tylko muśnięciami siwizny, a jego wypielęgnowane, podkręcone wąsy nadal mogły uchodzić za czarne. Komisarz miał słabość do dobrej rosyjskiej herbaty, oczywiście parzonej w samowarze, a ostatnio stał się też amatorem fajki, dzięki której jego głos tracił trochę na miękkości, ale za to nabierał stosownego dla wieku i stanowiska chropowatego tonu.” Dobry humor komisarza psują wydarzenia ostatnich dni. Ciemną nocą, ktoś zakrada się na cmentarz, gdzie pochowano ofiary cholery i bezdomnych z przytułku, rozkopuje groby i okalecza ciała zmarłych kobiet. Komisarz wydaje polecenie swoim ludziom, by pilnowali cmentarza, jednak nie udaje im się nikogo złapać. Co więcej na głowę komisarza spadają coraz to nowe sprawy: a to zniknęła szesnastoletnia córka rzeźnika, to znowuż osiemnastoletni student popełnił samobójstwo otruwając się arszenikiem. Po pewnym czasie Położniewicz planuje zasadzkę. I gdy już komisarz myśli, że jest o krok od pomyślnego zamknięcia śledztwa, sytuacja diametralnie się zmienia. Znowu są zbrodnie, znowu wielkie niewiadome i brak jakichkolwiek tropów, a oprawca w dalszym ciągu pozostaje na wolności i stara się dokładnie zatuszować swoje zbrodnie. Na dodatek wszystkie tropy prowadzą do Szpitala psychiatrycznego Świętego Ducha. Czy policja na czele z komisarzem Położniewiczem trafi wreszcie na właściwy trop? Czy uda się odnaleźć i wymierzyć sprawiedliwość oprawcy z cmentarza?

„…był w policji już wystarczająco długo i niejedno widział, ale ta sprawa działała na niego szczególnie źle, po prostu rozstrajała mu nerwy.”

Kryminał Anny Trojan jest detektywistycznym kryminałem noir, którego akcja rozkręca się powoli, jednak nie ma tu momentów na nudę. Ciekawie poprowadzona intryga, wątki psychologiczne oraz nieszablonowi bohaterowie sprawią, że od książki nie będzie można się oderwać. „Jak makiem zasiał” to kryminał, który z pewnością docenią miłośnicy gatunku. Polecam serdecznie zwłaszcza osobą lubiącym całą serię „Asy Kryminału”.

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję :

Wydawnictwo Prószyński i S-ka

#228. „500 graczy” – Matthew Quirk

„500 graczy”


Tytuł: „500 graczy”
Autor: Matthew Quirk
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 421
Data wydania: 2012
ISBN: 978-83-7839-200-2
Ocena: 10/10
Data przeczytania: 28 lipca 2012

„500 graczy” to książka, którą porównywano z rewelacyjnymi powieściami Johna Grishama. „500 graczy” to literacki debiut Matthew Quirka, dziennikarza piszącego w „The Atlantic” na tematy związane z terroryzmem czy międzynarodowymi gangami. Czy „500 graczy” to dobra powieść z wątkiem kryminalnym zasługująca na miano „doskonałego thrillera politycznego przywodzącego na myśl „Firmę” Grishama”? Zdecydowanie tak!

W tej powieści autor precyzyjnie stosuje zabieg retrospekcji, by z teraźniejszości przenieść się w przeszłość, a następnie znowu do niej wrócić. Narracja jest prowadzona z punktu widzenia Mike’a, który jest narratorem. Akcja rozgrywa się głównie w Waszyngtonie i jest bardzo realistyczna. Kto wie, czy nie znajduje się w niej ziarno prawdy…? :)

„Każdy człowiek ma swoją cenę. Gdy ją poznacie macie go w garści, z ciałem i duszą.” – motto przewodnie mrocznego, politycznego świata.

Mike Ford ambitny, biedny i zadłużony, świeży absolwent prawa na Harvardzie dzięki dziwnym zbiegom okoliczności wpada w oko Henry’emu Davisowi, który to proponuje mu pracę w „Davies Group, najbardziej cenionej firmie doradztwa strategiczno-politycznego w Waszyngtonie”. Dostaje piękne mieszkanie, a jego pensja jest tak wysoka, że po spłaceniu długów ojca nie wie co robić z pieniędzmi. Na dodatek zakochuje się z wzajemnością w starszej współpracowniczce Annie Clark. Z początku Mike nie może uwierzyć, że tak mu się poszczęściło i dostał wymarzoną pracę, jednak z czasem sytuacja zaczyna się diametralnie zmieniać. Wymarzona praca zamienia się w pracę z najgorszych koszmarów, gdzie zagrożone jest nie tylko życie Mike’a, ale i jego najbliższych. W końcu śmietanka polityczna kraju nie cofnie się przed niczym, by zatuszować swoje „małe” makabryczne wpadki. 500 graczy to grupa ludzi faktycznie rządząca Waszyngtonem, a przez to i całym krajem – i jak tu uciec przed takim wrogiem? Czy Mike’owi uda się wyjść cało z tego piekielnego układu? Czy umiejętności, które nabył jako młodociany kryminalista pomogą mu utrzymać się przy życiu?

Książka jest porównywana do jednej z najlepszych powieści Grishama, a ponieważ jestem jego wielką fanką mogłam na własne oczy przekonać się, że Quirk faktycznie stworzył powieść na poziomie. Rewelacyjny suspens, świetnie wykreowany główny bohater, przewrotna intryga, wciągająca i trzymająca cały czas w napięciu akcja – czego jeszcze można chcieć?

Jeśli taki właśnie jest debiut Matthew Quirka to aż przechodzą mnie ciarki na myśl, co jeszcze może ten pisarz napisać. Jestem pod wielkim wrażeniem zarówno pomysłu jak i wykonania. Gdy zaczęłam czytać nie mogłam się oderwać od lektury, a to chyba najlepsza rekomendacja. „500 graczy” to książka, która z pewnością przypadnie wszystkim fanom thrillerów politycznych. Serdecznie polecam i gwarantuję, że całkowicie Was pochłonie! Zapraszam również do obejrzenia trailera książki.

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję :

Wydawnictwo Prószyński i S-ka

#227. Wywiad z pisarzem Stefanem Dardą.

Ostatnio, natchniona recenzjami Natuli, która też pomogła mi przy tworzeniu paru pytań (dziękuję!!) oraz wiadomością, że jedno z opowiadań Stefana Dardy („Spójrz na to z drugiej strony”) jest nominowane do Nagrody Zajdla postanowiłam moim czytelnikom przybliżyć postać znanego, polskiego pisarza książek grozy. Ciekawskich zapraszam również na stronę autorską pisarza -> KLIKNIJ TU. A teraz zapraszam do przeczytania mojego wywiadu.

JA: Co skłoniło Pana do obrania takiej, a nie innej drogi kariery, dlaczego zaczął Pan pisać? Czy była to osobista decyzja, a może ktoś Pana do tego zachęcił?
Stefan Darda: Zacząłem od pisania poezji i była to decyzja chwili. Później postanowiłem napisać coś prozą i okazało się, że te pierwsze próby spotkały się z pozytywnym odzewem internautów na jednym z portali artystycznych, co zachęciło mnie do kontynuowania pracy nad moją debiutancką powieścią – „Domem na wyrębach”. Z perspektywy czasu mogę z przekonaniem stwierdzić, że próby te były receptą na ogarniającą mnie szarzyznę dnia codziennego, próbą samorealizacji na kolejnym (po działalności muzycznej w czasie studiów) polu aktywności artystycznej.

Co uważa Pan za najtrudniejszą stronę pisania i bycia pisarzem, a co za najłatwiejszą i najmilszą? Czy pisanie książek to ciężka praca?
Pisanie jest zajęciem niezwykle wymagającym, ale też dającym wielką satysfakcję. Najtrudniejsza jest chyba świadomość, że są osoby, które czekają na kolejną książkę i związana z tym wewnętrzna presja, by ich nie zawieść. Najbardziej przyjemne są spotkania z Czytelnikami, którzy wysyłają sygnały, że to co robię spotyka się z pozytywnym odbiorem i wiadomości mailowe, w których wiele osób informuje mnie o pozytywnym odbiorze moich książek, z niecierpliwością pytając o kolejne.

Dlaczego wybrał Pan akurat ten gatunek jako swoją „specjalizację”, a nie np. powieści obyczajowe, czy kryminały, tylko właśnie powieści grozy, horrory?
W moich powieściach łatwo jest wyczuć fascynację polską kulturą ludową. Ta fascynacja jest niewątpliwie związana z działalnością muzyczną w „Orkiestrze św. Mikołaja”. Wizyty w miejscach zapomnianych przez ludzi i czas były kamieniem milowym w moim postrzeganiu świata. Swoją cegiełkę dorzucił też Stephen King i jego umiejętność kreowania obrazu za pomocą słów. Pewnego razu pomyślałem, że też bym tak chciał i stąd moje pierwsze kroki na niwie literatury grozy.

„Stefan Darda”

Skąd czerpie Pan swoje pomysły? Co stanowi Pana inspirację, natchnienie?
Nie ma prostego wzoru na pomysł. Inspiracją może być wszystko; na przykład w przypadku cyklu powieściowego „Czarny Wygon” była to podróż mroczną, roztoczańską drogą w okresie wielkanocnym i pytanie „co by było gdyby?”. Wielkim wyzwaniem dla autora jest umiejętność oddzielenia dobrych pomysłów od kiepskich. Mam nadzieję, że udało mi się ją w sobie przynajmniej w jakimś stopniu wykształcić.

Skąd pomysł na tak przerażającą postać Anielki? (chyba żadna bohaterka nie straszy tak skutecznie)
Anielka Komisarczuk jest wytworem mojej wyobraźni i prawdopodobnie tak bardzo straszy dlatego, że mamy do czynienia z kontrastem pomiędzy niewinną powierzchownością małej dziewczynki, a tym, co ona w sobie zawiera, czyli ze złem w czystej postaci. Takie kontrasty, jak sądzę, działają na podświadomość Czytelnika.

Czy bohaterowie Pańskich powieści np. Hubert, przyjaciel Marka Leśniewskiego, mają swoich prawdziwych odpowiedników?
To dla mnie wielki powód do dumy, że Czytelnicy podświadomie zakładają istnienie odpowiedników moich literackich postaci. Spotykam się wręcz nagminnie z pytaniami typu: „Kto jest pierwowzorem postaci Huberta Kosmali?”. Takich pierwowzorów przeważnie po prostu nie ma. Niemniej jednak z całą pewnością niektórzy z bohaterów moich powieści są wypadkową znanych mi osób. W większości przypadków nie potrafię (i to chyba dobrze) wskazać jednoznacznie osób, będących inspiracją do kreacji bohaterów występujących w moich książkach.

Czy utożsamia się Pan z którymś z bohaterów Pańskich powieści?
Marek Leśniewski – główny bohater „Domu na wyrębach”, ma pasje i zainteresowania podobne do moich, jednak bardzo wiele też nas różni, więc o jakimkolwiek utożsamianiu trudno mówić.

Skoro porusza się Pan w temacie duchów i upiorów czy jest w stanie coś Pana przestraszyć? I jeśli tak, to co jest? Czy obawia się Pan bardziej zjaw, czy może ludzi?
Agresja zjaw i upiorów musi być czymś spowodowana, natomiast agresja ze strony ludzi może nas spotkać bez żadnej konkretnej przyczyny. To oczywiste, że ludzie mogą być najbardziej przerażającymi spośród otaczających nas straszydeł.

Co sprawiło Panu największą trudność w pisaniu cyklu „Czarny Wygon”?
Cykl „Czarny Wygon” jest osadzony w konkretnym miejscu, na Roztoczu. Pisząc jego poszczególne części zdarza mi się mieć zbyt małą wiedzę o potrzebnych mi miejscach, więc wtedy wsiadam w samochód i jadę. Trochę daleko, ale taka wiedza jest dla autora bezcenna. Najlepszym przykładem jest lokalizacja i wygląd Domu Pomocy Społecznej w Krasnobrodzie. Mogłem pisać dalsze partie historii dopiero po tym, gdy pojawiłem się tam (około 150 kilometrów w jedną stronę) i zobaczyłem na własne oczy ostatnie miejsce pobytu mojej powieściowej Heleny Trześniowskiej.

Czego mogą się spodziewać czytelnicy po „Bisach”? Jaki będzie ten 3 tom? I kiedy można się go spodziewać w sprzedaży?
To będzie powieść inna, niż poprzednie, ponieważ akcja trzeciego tomu „Czarnego Wygonu” rozgrywać się będzie w przeciągu zaledwie tygodnia. To dla mnie wielkie wyzwanie i, nie ukrywam, swego rodzaju eksperyment autorski. Mam nadzieję, że Czytelnikom się spodoba sposób prowadzenia narracji tej książki. Co do terminu premiery, znane są już pierwsze konkrety, niemniej jednak (aby nie zapeszyć) wolałbym – póki co – o nich nie informować.

Czy może Pan uchylić rąbka tajemnicy i zdradzić parę szczegółów odnośnie 4 tomu „Czarnego Wygonu” ?
W czwartym tomie dopiero Czytelnik będzie mógł uzupełnić wiedzę na temat genezy tytułu dwóch ostatnich części „Czarnego Wygonu”. Nie mogę się doczekać tej książki. To będzie powieść, która (przynajmniej taką mam nadzieję) uwiarygodni wszystkie poprzednie opisane zdarzenia. Właśnie ta część cyklu „Czarny Wygon” powinna przestraszyć najbardziej, ponieważ postaram się w niej uprawdopodobnić, że to, co wydaje się jedynie literacką ułudą, mogło wydarzyć się naprawdę…

Czy po zakończeniu serii „Czarny Wygon” planuje Pan zacząć pracę nad jakąś inną książką lub całą serią?
Po cyklu „Czarny Wygon” powinien w księgarniach pojawić się zbiór moich opowiadań. Cześć z nich będzie już znana Czytelnikom, ale zdecydowana większość będzie premierowa. Mam też w planach powieść nawiązującą do „Domu na wyrębach”, a także książkę z akcją zlokalizowaną w zupełnie nowych, odległych od Lubelszczyzny terenach. Jeszcze w tym roku moje opowiadanie pojawi się w jednej z antologii grozy.

Jak wygląda Pana zwykły dzień?
Wstaję około 7.30 i wychodzę na godzinny, dość wymagający, ze względu na przemyskie wzgórza, spacer. I to jest tak naprawdę jedyny stały punkt każdego mojego dnia. Później, w zależności od potrzeb i możliwości, piszę, odpowiadam na maile, przeglądam strony i fora literackie, czasem coś wpisuję w interesujących mnie wątkach. Popołudniami czytam lub redaguję to, co napisałem wcześniej. Czasem, jak miasto za bardzo mnie przytłacza, wyjeżdżam na wieś poszukać ciszy. Przed snem znów czytam albo oglądam jakiś dobry film. Światło i telefon wyłączam zwykle po północy.

Pisarzowi, panu Stefanowi serdecznie dziękuję za wywiad! I mam nadzieję, że mogłam Wam przybliżyć autora cyklu „Czarny Wygon” i zainteresować tych, którzy nie znają jeszcze twórczości Stefana Dardy do sięgnięcia po jego książki :) Za jakiś czas i u mnie pojawią się ich recenzje…

#226. „Wybranka bogów cz.1” – P. C. Cast

„Wybranka bogów cz.1”


Tytuł: „Wybranka bogów cz.1”
Autor: Phyllis Christine Cast
Wydawnictwo: Mira
Liczba stron: 416
Data wydania: W DNIU PREMIERY – 25.07.2012
ISBN: 978-83-238-8312-8
Ocena: 7/10
Data przeczytania: 25 lipca 2012

Phyllis Christine Cast jest znaną amerykańską pisarką romansów i powieści fantasy. Na swoim koncie ma również bardzo poczytną serię o wampirach napisaną wspólnie z córką Kristin („Dom Nocy”). „Wybranka bogów” to pierwszy tom otwierający serię „W kręgu mocy Partholonu”.

Główna bohaterka, Shannon Parker, jest nauczycielką języka angielskiego (zupełnie tak samo jak autorka książki) z dziesięcioletnią praktyką zawodową w szkole średniej. Prowadzi raczej nudne życie zwykłej, samotnej nauczycielki uwielbiającej antyki oraz sztukę. Gdy Shannon dowiedziała się o „Aukcji Przedmiotów Unikalnych – Rzeczy Niezwykłych” postanowiła się tam udać w celu zakupienia kolejnej ozdoby. Na miejscu urzeka ją pewna niezwykła waza z malowidłem zanoszenia próśb Wielkiej Kapłanki Epony, celtyckiej Bogini Konia. Shannon bez namysłu postanawia ją kupić zwłaszcza, że waza ma na nią dziwny wpływ, a Epona przypomina ją samą. Wreszcie, po przebojach związanych z licytacją wazy trafia ona w ręce uradowanej Shannon za niecałe 4 dolary. I od tej pory zaczynają się dziać naprawdę niezwykłe rzeczy…

Shannon w drodze do domu ma wypadek samochodowy i kiedy już myśli, że nie żyje budzi się w całkowicie innym świecie, gdzie wszyscy ją znają i czują przed nią respekt. Ludzie nazywają ją Wybranką Epony, Wielką Kapłanką. Shannon dowiaduje się, że lada moment ma wziąć rytualny ślub z Wielkim Szamanem, a na domiar złego mityczny świat Partholonu spowija wizja wojny… Jak Shannon poradzi sobie w roli Wielkiej Kapłanki? Czy dowie się dlaczego musiała pojawić się w Partholonie? I czy odnajdzie się w miejscu pełnym magii i niespotykanych stworów? Tego musicie dowiedzieć się sami!

Kreacja głównej bohaterki zasługuje na krótkie omówienie. Moje ogólne wrażenie jest pozytywne – Shannon to sympatyczna, pomysłowa, o dużym poczuciu humoru, bardzo gadatliwa kobieta z dystansem do własnej osoby. Jednak momentami język, którym się posługuje jest dobry dla nastolatki, nie dla dorosłej, poważnej kobiety (chyba za długo pani Cast pisała tę serię o nastoletnich wampirach…).

Powieść została podzielona na dwie części – przed kupnem wazy, gdy Shannon jest w normalnym świecie, oraz po kupnie wazy, kiedy główna bohaterka przenosi się do świata mitycznego. Narracja jest prowadzona z punktu widzenia głównej bohaterki w czasie teraźniejszym. Mimo że opisy są bardzo barwne i ciekawe (zdecydowanie mocna strona powieści) niestety, muszę przyznać, że momentami narracja bardzo mnie irytowała. Główna bohaterka ma irytującą tendencję do prowadzenia ze sobą monologu, często na głos. Jeśli chodzi o pomysł na fabułę, to bardzo mi się podobał. Samo rozwinięcie akcji trzyma w napięciu i ciekawi od pierwszych stron po ostatnie. Tu nie ma miejsca na nudę.

To pierwsza książka P.C. Cast, którą miałam okazję czytać, ale z pewnością nie ostatnia, zwłaszcza, że czeka na mnie drugi tom „Wybranki bogów”. Czy okaże się równie dobry jak pierwszy? A może będzie lepszy? To okaże się już niedługo. Tymczasem zapraszam wszystkich fanów takich powieści do sięgnięcia po „Wybrankę bogów”, która z pewnością zadowoli Wasze oczekiwania. Polecam zwłaszcza fanom pisarki, ale nie tylko!

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję :

Wydawnictwo Harlequin/Mira

#225. „Bóle fantomowe” – Thomas Enger

„Bóle fantomowe”


Tytuł: „Bóle fantomowe”
Autor: Thomas Enger
Wydawnictwo: Czarne
Liczba stron: 384
Data wydania: 2012
ISBN: 978-83-7536-377-7
Ocena: 9/10
Data przeczytania: 24 lipca 2012

Miłośnicy kryminałów, czy nazwisko Enger coś Wam mówi? Jeśli tak, to prawidłowo, natomiast jeśli nie, to koniecznie musicie zapoznać się z twórczością tego norweskiego pisarza, dziennikarza i kompozytora. „Bóle fantomowe” to jego druga powieść o przygodach dziennikarza kryminalnego Henninga Juula. Pierwsza, „Letarg” (2012) również ukazała się nakładem Wydawnictwa Czarne. Zarówno „Letarg” jak i „Bóle fantomowe” należą do serii „Ze strachem”. Czy faktycznie jest się czego obawiać po tych książkach?

„Ból fantomowy – ból odczuwalny w miejscu nieistniejącej, utraconej w wyniku amputacji czy wypadku kończyny albo jej części, lub w miejscu, w którym niewłaściwie funkcjonują nerwy. Przyczyną bólu nie są zmiany w danej części ciała, lecz „błędne przekazy” w systemie nerwowym.”

„Bóle fantomowe” to wprawdzie już druga część z tej serii, aczkolwiek każda koncentruje się na innej historii, mimo że jest to w dalszym ciągu opowieść o życiu Henninga Juula. Dlatego też nie miałam żadnych problemów, gdy sięgnęłam po drugą część, nie czytając wcześniej pierwszej. Autor wraca do wątków poruszanych w pierwszym tomie, także czytelnik nie będzie czuł, że coś ważnego mu umknęło.

Główny bohater, Henning Juula to dziennikarz z dużym doświadczeniem w rozwiązywaniu zawiłych spraw kryminalnych, którego twarz oszpecają blizny po oparzeniach, a serce już dawno pękło na pół po śmierci ukochanego syna Jonasa i rozwodzie z żoną Norą. Odkąd udało mu się dojść do siebie, wszystkie jego myśli koncentrują się na jednym pytaniu: kto podpalił jego mieszkanie? Juula wie, że to nie był zwykły przypadek i nie spocznie dopóki nie dowie się prawdy. W międzyczasie były egzekutor długów Tore Pulli zostaje oskarżony i skazany za zabójstwo swojego znajomego Joachima Broleniusa. Mimo że wszystkie dowody: narzędzie zbrodni, sposób morderstwa (charakterystycznie złamana szczęka, czyli tak zwany „podpis Pulliego”) oraz krew na ubraniu i dłoniach Pulliego i jego odciski palców na ciele denata i narzędziu zbrodni, wskazują na Pulliego, ten twardo upiera się, że jest niewinny i ktoś go wrobił. Niedługo przed apelacją Tore Pulli kontaktuje się z Juulą i proponuje mu układ: daj mi nazwisko tego, kto powinien siedzieć za mnie, a ja dam ci informacje dotyczące podpalenia twojego mieszkania. Czy Juula zdobędzie informacje dla Pulliego? Czy Pulli faktycznie wie coś więcej na temat dnia w którym zginął ukochany syn Henninga? Jednak to nie wszystko. Sytuacja zrobi się naprawdę gorąca, kiedy za głowę Juuli ktoś wyznaczy ogromną sumę pieniędzy…

„Ta sprawa jest nie tyko trudna, jest przede wszystkim niebezpieczna.”

Powieść została podzielona na trzy części. Akcja jest prowadzona z punktu widzenia różnych bohaterów, przedstawiona przez narratora wszechwiedzącego, dogłębnie opisującego wszystkie wydarzenia w czasie teraźniejszym. Z początku uciążliwe może być to, że czytelnik poznaje dużo różnych bohaterów i wiele związanych z nimi sytuacji niemal w każdym rozdziale, co może powodować lekkie zamieszanie. Jednak wraz z kolejnymi stronami dopasowują się oni na swoje miejsca, zupełnie jak elementy układanki.

Dużym plusem, oprócz bardzo obrazowych i wnikliwych opisów, jest kreacja bohaterów – a zwłaszcza kreacja głównego bohatera, oszpeconego bliznami, cierpiącego samotnika, zdeterminowanego by odnaleźć prawdę. Henning Juula to bohater z krwi i kości, bohater z dramatyczną historią, ale jakże intrygującą! Kolejnymi plusami tej powieści jest bardzo pomysłowa, ciekawa i wciągająca fabuła, świetny suspens i akcja trzymająca w napięciu do samego końca.

„Bóle fantomowe” to druga z planowanych 6 powieści Thomasa Engera, i pierwsza, którą ja miałam okazję przeczytać, a już muszę przyznać, że jestem pod wielkim wrażeniem zarówno pomysłowości autora jak i jego warsztatu pisarskiego. Serdecznie polecam zarówno miłośnikom literatury skandynawskiej, jak i miłośnikom dobrych, trzymających w napięciu kryminałów ze świetnie wykreowanymi bohaterami i wciągającą fabułą – nie zawiedziecie się!

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję :

Wydawnictwo Czarne

#224. Wyniki konkursu.


Najwyższa już pora ogłosić zwycięzców konkursu, w którym do wygrania były 3 egzemplarze książki “Sroka w krainie entropii” – Markéty Baňkovej ufundowane przez Wydawnictwo PWN. Wszystkim zwycięzcom serdecznie gratuluję :) Recenzja książki -> TU.
[ Kliknij tu by przenieść się na stronę konkursu ]

Ambrose
Entropia jest boginią chaosu. To miara nieuporządkowania układu. Im wartość entropii niższa, tym układ charakteryzuje się większym stopnia uporządkowania. Entropia zawsze stara się osiągnąć maksimum – dlatego właśnie kula toczy się ze stoku, gaz wypełnia całą objętość naczynia, etc. Z tego samego powodu, życie biologiczne istniejące na Ziemi jest takim fenomenem – bo to jedna z niewielu rzeczy, która jest w stanie sprzeciwiać się (niestety nie w nieskończoność) entropii, działać jej na przekór, tj. minimalizować jej wartość. A co do samej wartości entropii, to należy jeszcze wspomnieć, że zależy ona od wielkości układu, czyli jest to tzw. wartość ekstensywna. Jako pierwszy pojęcie to wprowadził Rudolf Clausius, niemiecki fizyk urodzony w Koszalinie.

Marichetti

Tak własnymi słowami… ;)
Wszechświat dąży do stanu równomiernego rozłożenia energii. a Kiedy tak się stanie, nie będzie już możliwa wymiana energii – wszystkie procesy zostaną zatrzymane. Jest to proces nieodwracalny, zwany entropią (nie wiem czy dobrze to zrozumiałam). Jejciu, tak się zapatrzyłam że zapomniałam dodać że wprowadził to pojęcie Rudolf Clausius ;)

Justyna Jesse L.
ha ha :D
Entropia to stopień nieuporządkowania układu. Z definicji wszystko dąży do maksymalnej entropii, czyli chaosu. Nasza pani doktor zwykła porównywać ją do porządku panującym w pokoju studenta w trakcie trwania sesji. Z dnia na dzień staje się on tylko coraz to odleglejszym marzeniem :)
A wprowadził to pewnie jakiś fizyk zajmujący się termodynamiką, przyznam się, muszę sprawdzić na Wikipedii :P Rudolf Clausius! W końcu nie trzeba wiedzieć wszystkiego, wystarczy tylko wiedzieć gdzie szukać :)


Ale ja również mam się czym pochwalić :) Wygrałam książkową rozdawajkę u Kingi. Oto co dostałam w środę: trzy książki, zakładkę i pyszne galaretki w ślicznym woreczku.

Chciałam się również pochwalić wywiadem, który przeprowadziła ze mną Giffin. Zapraszam tych, którzy jeszcze go nie czytali na jej bloga -> KLIKNIJ TU.

#223. „Kodeks Bracholi” – Barney Stinson, Matt Kuhn

„Kodeks Bracholi”


Tytuł: „Kodeks Bracholi”
Autor: Barney Stinson, Matt Kuhn
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Liczba stron: 192
Data wydania: 2011
ISBN: 978-83-931575-8-7
Ocena: 8/10
Data przeczytania: 15 lipca 2012

„How I Met Your Mother” („Jak poznałem waszą matkę”) to jeden z najzabawniejszych seriali, jakie widziałam na Comedy Central. Ponieważ jestem wielką fanką serialu musiałam także przeczytać książkę „Kodeks Bracholi” autorstwa Barney’a Stinsona i Matta Kuhna. Barney Stinson to jeden z głównych bohaterów serialu, przystojniaczek w garniturze wyrywający najgorętsze laski, postać fikcyjna odgrywana przez znamienitego Neil’a Patricka Harrisa, natomiast Matt Kuhn to scenarzysta tego właśnie serialu, współtwórca paru odcinków oraz współautor książek „Kodeks Bracholi”, „The Playbook. Podręcznik podrywu” (2012) i „Goodnight Bro” (2013). Mimo że Barney Stinson i Matt Kuhn spisali i przeanalizowali wszystkie artykuły, prekursorem kodeksu był niejaki Barnaba Stinson.

„Życiem każdego człowieka kieruje pewien kodeks postępowania. Niektórzy nazywają go moralnością. Inni religią. Lecz wtajemniczeni Brachole nazywają ten Święty Graal Kodeksem Bracholi.”

Na początku czytelnik zaznajomi się z definicją słowa „Brachol” oraz jego żeńską odmianą (bo i taka jest możliwa!): „W skrócie, Brachol to kompan na całe życie, który zawsze będzie gotów ci pomóc, chyba że będzie miał coś innego do roboty.” Następnie zapozna się z genezą kodeksu w której opisano jak było przed jego powstaniem i jak wiele (na dobre!) on zmienił. Później, po poznaniu tych wszystkich ważnych informacji, czytelnik będzie mógł zaznajomić się ze 150 artykułami i 6 poprawkami, a także z tym kiedy występuje pogwałcenie praw kodeksu i jakie są możliwe kary. I na samym końcu kodeksu, aby zaznajomić się z Bralektem, umieszczony został słowniczek wytłuszczonych, bardzo ważnych słówek.

Mimo że słowo „kodeks” zazwyczaj nie kojarzy się nikomu z czymś miłym, „Kodeks Bracholi” jest kompletnym tego przeciwieństwem! Jest nie tylko ciekawą, wciągającą ale także i zabawną lekturą od której naprawdę ciężko jest się oderwać przed końcem. Przyznam, że niektóre z artykułów kojarzyłam, ponieważ Barney Stinson wypowiedział je w którymś z odcinków serialu. Jednak większość z artykułów była dla mnie nowa. Czego brakowało mi w tej książce? Może paru zdjęć Barney’a w tych świetnie skrojonych, dopasowanych garniturach… – ale to chyba tylko dlatego, że jestem kobietą ;)

„Przesłuchiwany przez dziewczynę na temat wieczoru kawalerskiego, Brachol zaoferuje nic więcej niż znudzone: „Było ok”.”

Warto również zwrócić uwagę na oprawę graficzną nie tylko z zewnątrz, ale również wewnątrz książki. Kodeks został wydany w grubej oprawie, a jego karty są postarzane, co wygląda naprawdę rewelacyjnie. Również rozmiar książki jest ważny – ponieważ nie jest ona duża, a nawet mniejsza niż zwykłe wydania, więc można ją wszędzie ze sobą zabrać.

„Brachol nigdy nie zostawi swojego brachola wystawionego.” (i chodzi tutaj również o sytuację w której Brachol chce przybić piątkę a nie ma z kim, wtedy koniecznie trzeba podać mu pomocną „Brękę”)

Kodeks z pewnością bardziej przypadnie do gustu mężczyznom, w końcu to bracholskie, nie siostrzeńskie zasady prezentuje. W książce zaprezentowane zostały zasady postępowania z Bracholami, ale również i z kobietami. Jednak nie można zapominać, że kobieta również może być Bracholem! W każdym razie „Kodeks Bracholi” to dobra, niezobowiązująca lektura zapewniająca świetną zabawę i dużo humoru, idealna dla każdego fana serialu oraz jednego z głównych bohaterów – Barney’a Stinsona. „MUST HAVE” dla fanów serialu, bo to jedyny taki kodeks! Serdecznie polecam.

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję :

Wydawnictwo Sine Qua Non

_______________________________________________________________________

„Podręcznik podrywu”

Od zarania dziejów, mężczyzna szukał odpowiedzi na najważniejsze z pytań: „Czemu tutaj jestem… zamiast pukać laski?”. Koniec poszukiwań. Teraz, z pomocą Playbooka, będziesz mógł podejść do każdej pięknej kobiety, odkryć jej największe pasje i wykorzystać je w celu namówienia jej na przespanie się z Tobą. Opanujesz ponad 75 technik uwodzenia, opracowanych przez guru podrywu i generalnie spoko gościa, Barneya Stinsona, gwarantujących zostanie prawdziwym bawidamkiem.
„Na tych stronach zawarte są wszystkie przekręty, kanty, szwindle, oszustwa, zagrywki, machlojki, podstępy i wkręty, jakich kiedykolwiek użyłem bądź mam nadzieję użyć w celu wyrywania lasek i dobijania z nimi interesu. Teraz, jako altruistyczny akt miłosierdzia, przekazuję Ci ten rozkoszny skarb w formie przystępnego poradnika.”

Tytuł: „The Playbook. Podręcznik podrywu”
Autor: Barney Stinson, Matt Kuhn
Data wydania: listopad 2012
Cena okładkowa: ??
Liczba stron: ??
ISBN: 978-83-63248-32-1
Więcej informacji: TU

#222. „Amy. Moja córka” – Mitch Winehouse

„Amy. Moja córka”


Tytuł: „Amy. Moja córka”
Autor: Mitch Winehouse
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Liczba stron: 336
Data wydania: W DNIU PREMIERY – 18.07.2012
ISBN: 978-83-63248-29-1
Ocena: 8/10
Data przeczytania: 17 lipca 2012

14 września 1983 roku w żydowskiej, angielskiej rodzinie przyszła na świat Amy Jade Winehouse, druga dziecko Janis i Mitcha. Od małego rywalizowała ze swoim bratem Alexem, jednak była bardzo kochającą córką, siostrą, wnuczką i przyjaciółką. W 2003 roku wielka miłośniczka stylu retro, wydała swoją pierwszą płytę i od tej pory zaczęła się jej błyskawiczna kariera jako brytyjskiej wokalistki soul, R&B, jazz z elementami hip-hopu. Amy nagrała trzy płyty: „Frank”, „Back to Black” i „Lioness: Hidden Treasures” (wydana pośmiertnie), które z każdą kolejną sprzedawały się coraz lepiej i pomogły jej zdobyć międzynarodową sławę. Niestety, 23 lipca Amy zmarła nie dożywszy swoich 28 urodzin.

To, że Amy Winehouse była ikoną nie ulega wątpliwości. Jednak jej gwiazda mimo że żarzyła się wielkim światłem, bardzo szybko zgasła pozostawiając rodzinę, znajomych, przyjaciół i fanów w wielkiej rozpaczy. Jej uzależnienie od alkoholu i narkotyków stało się lawiną, która okazała się być tragiczna w skutkach.

Amy od dziecka chciała być wielką gwiazdą, wielbioną przez miliony piosenkarką i aktorką. Chociaż droga do jej kariery nie była usłana różami ponieważ Amy uwielbiała tylko muzykę i taniec, dlatego w szkole bardzo się nudziła. Była niesfornym dzieckiem uwielbiającym być w centrum uwagi – i te dwie cechy pozostały jej do końca życia. Ważnym etapem w jej życiu był również rozwód rodziców, który odcisnął na jej psychice widoczne piętno, mimo że jako dziewczynka wydawała się całkiem dobrze go przeżywać. Problemy z narkotykami zaczęły się bardzo niewinnie – od palenia trawki. Potem było już coraz gorzej. Większy stres, ogromna trema przed koncertami, napięte grafiki i terminy, bycie na ostrzu noża paparazzi oraz słaba psychika zmusiły Amy do sięgnięcia po łatwiejszą, lecz bardziej destrukcyjną drogę pełną odwyków, skandali, nieudanych związków i bardzo złych koncertów. Mimo że wyszła z narkotykowego nałogu, nie udało jej się przezwyciężyć choroby alkoholowej, która w konsekwencji doprowadziła do jej nagłej śmierci.

„Amy. Moja córka” to biografia spisana przez ojca (Mitch od dawna pracował nad biografią… rodzinną, jednak sprawy popchnęły go do porzucenia pomysłu i napisania biografii „ukochanego promyczka”). Na przełomie 21 rozdziałów ojciec Amy, Mitch stara się dogłębnie przeanalizować charakter, osobowość, decyzje i czyny swojej córki, będąc jak najbardziej obiektywnym. Mitch chciał w swojej książce pokazać prawdziwą historię życia Amy. Chciał by ludzie lepiej ją zrozumieli i spojrzeli na nią z trochę innej perspektywy. Autor chociaż nie stworzył profesjonalnej biografii, to w sposób bardzo ciekawy i przystępny przybliżył postać Amy od narodzin, po nastoletnie i dorosłe życie. Jednak w tej biografii Mitch nie koncentruje się tylko na Amy, ale w dużej mierze na sobie samym (znanym muzyku jazzowym) oraz całej ich rodzinie. Co mi się bardzo podobało w tej biografii to oczywiście liczne fotografie – żałowałam tylko, że tak mało było fotografii dorosłej Amy.

Pod koniec znajduje się rozdział poświęcony Fundacji Amy Winehouse, którą stworzył Mitch wraz z rodziną, by pomagać innym młodym ludziom w potrzebie. Autor deklaruje, że połowa zysków ze sprzedaży tej książki zostanie przeznaczona na cele tej właśnie fundacji, której postanowił się dogłębnie poświęcić po śmierci ukochanej córki.

Mimo że nie jestem wielką fanką piosenkarki, ponieważ moim zdaniem zmarnowała swój ogromny talent poprzez liczne nałogi, byłam ciekawa tej biografii. Wiadomo, że lepiej by było gdyby Amy sama napisała swoją biografię, ale myślę, że jedyną rzetelną po którą warto sięgnąć jest właśnie ta – napisana przez jej tatę. Nie bał się on poruszyć niewygodnych i trudnych tematów, nie omijał ich, a wręcz przeciwnie – stawił im czoła. „Amy. Moja córka” to wyjątkowa biografia, którą serdecznie polecam każdemu fanowi piosenkarki – z pewnością będziecie zadowoleni mając tę pięknie wydaną książkę w domu. Kończąc muzycznym akcentem: „Rehab” ( z albumu „Back to Black”) – moja ulubiona piosenka. Serdecznie polecam!

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję :

Wydawnictwo Sine Qua Non

#221. „Dym i lustra” – Neil Gaiman

„Dym i lustra”


Tytuł: „Dym i lustra”
Autor: Neil Gaiman
Wydawnictwo: Nowa Proza
Liczba stron: 384
Data wydania: 2012
ISBN: 978-83-7534-093-8
Ocena: 8/10
Data przeczytania: 16 lipca 2012

Neil Gaiman to znany angielski pisarz, który ma na swoim koncie wiele świetnych powieści takich jak: „Koralina”, „Gwiezdny pył” czy „Amerykańscy bogowie”. Niedawno miałam okazję czytać i recenzować moją pierwszą książkę Neila Gaimana „Nigdziebądź”, która bardzo przypadła mi do gustu. Gdy tylko Wydawnictwo Nowa Proza wydało kolejną książkę tego angielskiego autora wiedziałam, że muszę ją przeczytać. „Dym i lustra” to zbiór różnych utworów, który po raz pierwszy opublikowany był w 1988 roku.

„Dym i lustra” to wielki zbiór, ponieważ składa się aż z 35 utworów i wstępu. W skład utworów wchodzą: wiersze, opowiadania i krótkie nowelki. Nie bez powodu zbiór ten nazwany został właśnie „Dym i lustra”, ponieważ „dym zaciera ostre kontury” a lustra ustawione pod odpowiednim kątem mogą kłamać tak przekonująco, że zaczniemy wierzyć w to, co nam pokazują, a po drugie opowiadania są w pewnym sensie lustrami, które ukazują jak funkcjonuje świat. „Wstęp” jest tym ciekawszy i warty przeczytania, że autor opisuje w nim cały proces tworzenia zarówno wszystkich utworów po kolei, jak i całości tego zbioru. „Większość zebranych tu historii traktuje o miłości pod różną postacią” jednak jest to najczęściej miłość czysto fizyczna lub bardzo mroczna – tym samym ciekawsza, bardziej tajemnicza i intrygująca. Pozostałymi tematami, które dotyka Gaiman jest śmierć, mrok, sny i marzenia oraz koniec świata – czy to brzmi troszkę pesymistycznie i niepokojąco? Prawidłowo.

Utwory Gaimana to wręcz surrealistyczne wizje równoległej rzeczywistości. Metafizyka i świat magiczny przeplata się z rzeczywistością i światem nam znanym. Czego można się spodziewać w utworach zamieszczonych w tym zbiorze? Na pewno alternatywnego opowiadania ślubnego, historii o starszej kobiecie, która znalazła Święty Graal, pojawi się również troll-strażnik, nieszczęśliwy Mikołaj, kot w wersji extreme, Wielki Cthulhu, aniołowie, szatan i Bóg, połączenie Beowulfa and Baywatch’a oraz wiele, wiele innych, których na pewno się nie spodziewacie! Warto również zwrócić uwagę na pomysłową i skrupulatną kreację wyjątkowych, nieszablonowych bohaterów i postaci. Wymagający czytelnicy na pewno będą zadowoleni.

Nie byłabym sobą gdybym nie wspomniała o okładce, która jest prześliczna – odrobinkę mroczna, tajemnicza ale utrzymana w miłych dla oka, choć może odrobinkę zimnych kolorach. Mimo wszystko jest to okładka, która od razu przykuje wzrok ciekawego czytelnika. Jeśli chodzi o minus w wydaniu to może być to niewielka czcionka, jednak nie jest tak mała by skutecznie utrudniała czytanie.

„Dym i lustra” to zbiór opowiadań w którym czytelnik ma okazje zobaczyć i utwierdzić się w przekonaniu, że warsztat pisarski Neila Gaimana jest naprawdę na najwyższym poziomie. Trzeba przyznać, że Gaiman jest doświadczonym pisarzem. (A kto tego nie wiedział, powinien jak najszybciej się o tym na własne oczy przekonać!) Ale nie tylko to stoi za jego wspaniałym warsztatem pisarskim. Ten angielski pisarz ma wielką wyobraźnię i łatwo operuje słowem pisanym, co w rezultacie skutkuje świetnymi powieściami, wierszami, opowiadaniami i nowelkami. Czytelnik ma nieustanne wrażenie przebywania w metafizycznym, nierealnym świecie, który staje się coraz bardziej realny z każdą kolejną przeczytaną stroną.

Kolejne moje spotkanie z Neilem Gaimanem uważam za udane. Mimo że nie każdy utwór przypadł mi do gustu, to większość z nich była naprawdę wspaniała. Z pewnością jeszcze kiedyś wrócę do tej lektury. „Dym i lustra” polecam wszystkim fanom autora, jak i również tym, którzy jeszcze nie mieli okazji przeczytać żadnej z jego książek. Czy polecam? Jak najbardziej!

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję :

Wydawnictwo Nowa Proza

#220. „Prawdziwe morderstwa” – Charlaine Harris

„Prawdziwe morderstwa”


Tytuł: „Prawdziwe morderstwa”
Autor: Charlaine Harris
Wydawnictwo: Replika
Liczba stron: 284
Data wydania: 2012
ISBN: 978-83-76741-82-6
Ocena: 8/10
Data przeczytania: 15 lipca 2012

11 lipca miała miejsce premiera „Prawdziwych morderstw” – pierwszego tomu najnowszego cyklu książek Charlaine Harris zatytułowanego „Aurora Teagarden”. Charlaine Harris jest autorką głośnego cyklu o wampirach na podstawie którego nakręcono serial „True Blood”, ma również na swoim koncie cykl kryminalnych książek o Lily Bard. Natomiast za cykl książek „Aurora Teagarden” amerykańska pisarka była nominowana do prestiżowej nagrody „Agatha Award”.

Aurora „Roe” Teagarden to bibliotekarka mieszkająca w niewielkim miasteczku Lawrenceton w stanie Georgia, gdzie każdy się zna i wie o sobie praktycznie wszystko. Kobieta wiedzie spokojne, samotne i uporządkowane życie stereotypowej bibliotekarki i należy do klubu „Prawdziwe Morderstwa” zrzeszającego 12 członków omawiających znane morderstwa sprzed lat. Podczas spotkania na którym Aurora miała zaprezentować postać Williama Wallace’a zostaje brutalnie zamordowana jedna z uczestników, pani Mamie Wright. Co gorsze okazuje się, że została zamordowana w sposób bardzo przypominający morderstwo Julii Wright sprzed lat. Kto odważył się popełnić tak makabryczną zbrodnię? Czy jest to któryś z członków klubu? Niedługo po tym incydencie na nazwisko matki Aurory, a jej adres domowy przychodzi pudełko ich ulubionych czekoladek ,które okazują się być zatrute. W kolejnych dniach ginie coraz więcej ludzi. Sytuacja robi się bardzo niebezpieczna i dramatyczna. Na dodatek każda próba morderstwa lub właściwe morderstwo jest wzorowane na jakimś konkretnym głośnym morderstwie z przeszłości. Kto za tym wszystkim stoi? Dlaczego zabija ludzi związanych z klubem „Prawdziwych Morderstw”? Jaki motyw ma morderca? I najważniejsze: czy uda się go złapać na gorącym uczynku nim będzie za późno?

Narracja jest prowadzona w pierwszej osobie z punktu widzenia głównej bohaterki. Język jest prosty, łatwy w odbiorze. Książkę czyta się zaskakująco szybko, akcja wciąga i ciekawi już od pierwszych stron. Jednak przyznam, że oczekiwałam czegoś mocniejszego – ale mimo to nie jestem w stanie znaleźć faktycznych minusów tej powieści.

Dużym plusem jest oczywiście kreacja bohaterów w tej powieści. Jak w każdej książce Charlaine Harris tak i w tej, zaraz po fabule są oni mocną stroną jej pióra. Główna bohaterka Aurora jest osobą, która z każdą stroną książki wręcz ewoluuje ze spokojnej i uporządkowanej bibliotekarki zmienia się w adorowaną przez dwóch mężczyzn kobietę – detektywa. Muszę przyznać, że od razu polubiłam postać głównej bohaterki ponieważ jest bardzo sympatyczna. Zakończenie również jest niczego sobie, z pewnością zadowoli i zaskoczy czytelników.

„Prawdziwe Morderstwa” to prawdziwy kryminał z krwi i kości, jednak lekki i przyjemny w odbiorze. Z pewnością przypadnie fanom gatunku jak i autorki. Kolejny tom „Kości niezgody” jest już w przygotowaniu, a premiera wyznaczona została na wrzesień. Już nie mogę się doczekać dalszych losów Aurory „Roe” Teagarden! Polecam serdecznie fanom kryminałów.

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję :

Wydawnictwo Replika