Archiwa tagu: horror

#265. „Bazar złych snów” – Stephen King

„Bazar złych snów”


Tytuł: „Bazar złych snów”
Autor: Stephen King
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 672
Data wydania: 2015
ISBN: 978-83-8069-174-2
Ocena: 6/10
Data przeczytania: grudzień 2015

Sądzę, że przedstawianie sylwetki takiego pisarza jak Stephen King jest zbędne – większość z nas czytała jego książki, inni oglądali ich ekranizacje (czasami nawet nieświadomie, że są one oparte na jego powieściach :)). Mimo że nie czytałam wszystkich książek Mistrza, mam już swoje ulubione i staram się nadrabiać zaległości jeśli chodzi o jego twórczość. Dlaczego? Nie tylko dlatego, że lubię jego horrory, powieści obyczajowe czy opowiadania z elementami metafizycznymi, ale także dlatego, że po prostu warto!

Książka ukazała się w listopadzie, ja dopiero w grudniu miałam okazję ją zacząć czytać, więc dochodziły do mnie różne opinie na temat tego zbioru opowiadań. Ale wiadomo – najlepiej przekonać się na własne… oczy :)
Tym razem autor oferuje nam aż 21 opowiadań, które powstawały w różnym czasie jego życia – jak sam pisze, niektóre pomysły dopiero po latach rosły do miary rangi opowiadania, i właśnie w tym zbiorze się znalazły. Przed każdym opowiadaniem jest krótki wstęp, ale radzę tego nie pomijać – w tych miejscach autor tłumaczy wiele rzeczy, a także odnosi się do twórczości innych pisarzy, którzy go inspirowali.

Ponieważ mamy do czynienia z dużą ilością opowiadań nie będę ich streszczać, pozwolę sobie przede wszystkim zwrócić Wam uwagę na te z nich, które najbardziej mi się spodobały i które zrobiły na mnie tak duże wrażenie, że do tej pory myśląc o tym zbiorze przychodzą mi na myśl. Lekturę „Bazaru złych snów” rozpocznamy przez opowiadanie 130. kilometr i moim zdaniem jest to jedno z najlepszych opowiadań, które znalazło się w tym zbiorze. Z pewnością nie spodziewałam się, że właśnie w ten sposób się ono rozwinie. Kolejnym, które pozostanie w mojej pamięci było opowiadanie Wydma, które jest istnym majstersztykiem świadczącym właśnie o niezwykłym i bezsprzecznym talencie pisarza – ciarki na plecach gwarantowane, mimo iż nie pojawiają się tam żadne zjawy czy potwory. Intrygujące było także opowiadanie Wredny dzieciak, który to „stanowi apoteozę wszystkich małych łobuziaków od zarania dziejów […] który bezustannie sprawia kłopoty i nigdy, przenigy nie zachowuje się jak należy.” – jednak nie sugerujcie się tym cytatem, bo opowiadanie i tak Was zaskoczy :) I na koniec coś dla miłośników czytlników Kindle – opowiadanie Ur, które z początku trochę nużące, z czasem wciąga bezgranicznie! Jeśli zaś chodzi o pozostałe (17) opowiadania – gdyby ich zakończenia były odrobinę inne, myślę, że zdecydowanie bardziej przypadłyby mi do gustu. Inne znowu są dla mnie jakby niedopracowane, zdecydowanie nie są wizytówką Kinga.

„Bazar złych snów” to nie tylko zwykły zbiór różnorodnych opowiadań, to także bazar w którym King pokazuje czytelnikowi przeróżne style narracji i sposoby pisania (z pewnością najlepiej widać to jednak w oryginalnej wersji). Ten zbiór jest naprawdę bardzo nierówny – są w nim świetne opowiadania oraz dość słabe, jednak wszystkie z nich łączy tematyka życia, śmierci oraz życia po śmierci (jeśli takie jest!). Ogólnie całość odbieram dość pozytywnie, aczkolwiek czytywałam już dużo lepsze zbiory opowiadań tego autora. Chociaż przy tak ogromnej ilości (21 opowiadań) to i tak dobrze się to wszystko czytało :)

Z pewnością jest to książka, którą muszą przeczytać wszyscy fani Stephena Kinga – bo tak właśnie robią fani. A dla tych szczególnie godnych zapamiętania opowiadań – na pewno jest warta lektury. Każdemu może spodobać się coś innego, w końcu ile ludzi, tyle opinni, dlatego polecam na długie, ciemne, zimowe wieczory!

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję :

Wydawnictwo Prószyński i S-ka

#467. Filmy warte polecenia #1

Dziś nie będzie recenzji książki ze względu, że odczuwam silny brak inwencji twórczej :( spowodowane to jest zapewne przeziębieniem i przemęczeniem, ale postaram się na dniach dodać recenzję następujących książek: „Wołanie kukułki” Roberta Galbraith’a (aka Jane K. Rowling), „Mój Adam” Ewy Nowak i „Pokój” Gene Wolfe.
Tymczasem chciałabym Wam polecić kilka filmów (właściwie to 3), które niedawno obejrzałam i zrobiły na mnie ogromne wrażenie – wywołały wiele emocji, wciągnęły i sprawiły, że gdy idę do przyjaciółki, to bez żadnych oporów oglądam je ponownie. Wszystkie trzy filmy mieszczą się w gatunku thriller/akcja/horror.

Jestem ciekawa czy widzieliście któryś z poniższych filmów. Jeśli tak, to jaka jest Wasza opinia na temat konkretnego filmu? Jeśli nie, to który z tych filmów po mojej krótkiej recenzji, zainteresował Was najbardziej? (mam nadzieję, że chociaż jeden się znajdzie!)

1. Would you rather – reżyser: David Guy Levy, 2012


Film nie ma polskiego tytułu, ale gdyby go przetłumaczyć dosłownie to byłoby to coś między „Co wolisz?” a „Co wybierasz?” i jest to pytanie, które pojawia się przez większą część filmu. Nie chcę zbyt bardzo zdradzać fabuły, ale chodzi o to, że pewien mający wszystko bogacz wraz z synem urządzają z pozoru wyjątkowy wieczorek – dają szansę wielkiej wygranej pieniężnej oraz spełnieniu marzeń (dla głównej bohaterki jest to błyskawiczne znalezienie dawcy szpiku dla jej chorego brata oraz opłacenie jego leczenia). Jednak czy ktoś z Was miał kiedykolwiek do czynienia z sytuacją w której „za nic” dostawał „wszystko”? Bohaterowie będą musieli stoczyć krwawą walkę o zwycięstwo i realizację swoich marzeń.
Przyznam szczerze, że pierwszy element zakończenia – zakończenie spotkania, był dla mnie zaskakujący, natomiast przewidziałam zakończenie filmu, czego nie uważam za minus, a raczej za (he he) błyskotliwość mojego umysłu. Film trzyma w napięciu do ostatniej chwili, dość szybko rozkręca się cała akcja, nie brak brutalnych i krwawych scen, oraz psychopatycznych bohaterów. Warto obejrzeć, jeśli ktoś lubi takie filmy.

2. The Call [Połączenie] – reżyser: Brad Anderson, 2013


Po pierwsze Halle Berry, która rewelacyjnie zagrała! Doprowadziła mnie podczas filmu kilkakrotnie do łez, tyle było emocji podczas oglądania :) Jeśli chodzi o fabułę: Jordan Turner (Halle Berry) jest operatorką linii alarmowej. Pewnego dnia dzwoni do niej dziewczyna, którą porwał morderca, niestety kobiecie nie udaje się uratować nastolatki i ta ginie. Po traumie, Jordan wraca do pracy. Czy będzie umiała sprostać codziennym zadaniom? Czy pogodzi się z własną porażką?
Jest to bardzo dobry film, nie tylko pod względem akcji, która trzyma w napięciu i nie pozwala oderwać oczu od ekranu, ale również dlatego, że świetnie pokazano studium psychologiczne głównej bohaterki oraz mordercy. Może końcówkę widziałabym inaczej, ale mimo wszystko chyba nie mam nic do zarzucenia reżyserowi :)

3. The Purge [Noc Oczyszczenia] – James DeMonaco, 2013


Reżyser pokusił się o dystopijną, futurystyczną wizję Ameryki, w której brak jakiejkolwiek przestępczości, nie ma mordów, nie ma kradzieży, nie ma oszustw… cały rok oprócz jednego dnia. Wtedy ludzie mają możliwość dać upust swojej nienawiści, swojemu gniewowi, swoim chorym pomysłom i mordować, gwałcić, torturować. Wszystkie służby są nieczynne do dnia następnego. Możesz albo zaszyć się w zaciszu swojego domu i liczyć, że Czystka przejdzie bokiem lub możesz stać się oprawcą. Jeśli chodzi o gwiazdy, to można w tym filmie spotkać Lena Headey (Gra o Tron: Cersei Lannister) czy Ethana Hawke’a, a młody aktor Rhys Wakefield, przeszedł samego siebie! Dotąd znany głównie z ról w komediach romantycznych, teraz dał czasu. Spokojnie można go porównać do Heath’a Ledgera grającego Jokera w Batmanie (Mroczny Rycerz). Podsumowując: dużo napięcia, dużo zaskakujących scen, agresji, brutalności i scen śmierci. Jeśli ktoś lubi tego typu filmy, to polecam.

#411. „Panowie Salem” – Rob Zombie, B.K. Evenson

„Panowie Salem”


Tytuł: „Panowie Salem”
Autor: Rob Zombie, B.K. Evenson
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 320
Data wydania: 2013
ISBN: 978-83-7785-242-2
Ocena: 6/10
Data przeczytania: 27 października 2013

Gdy tylko usłyszałam o książce Roba Zombie i Briana K. Evensona – „Panowie Salem” – wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała ją przeczytać. Czytając różne recenzje na blogach zaczęłam przekonywać się, że książka ta będzie idealną lekturą dla mnie. Być może dlatego miałam zbyt wysokie oczekiwania, kiedy sięgałam po ten horror.

Rob Zombie jest znanym muzykiem metalowym, założycielem i członkiem zespołu White Zombie, ma na swoim koncie także kilka wyreżyserowanych filmów (głównie horrory), a jego praca zawsze była w jakiś sposób odzwierciedleniem mrocznej strony ludzkości. Nic więc dziwnego, że we współpracy z Brianem K. Evensonem, laureatem nagrody International Horror Guide Award i autorem dwunastu publikacji, napisali horror, który miał zadowolić miłośników gatunku. Jednak czy im się to udało?

Powieść bazuje na historii z roku 1692, kiedy to 16 września miał miejsce proces czarownic w miasteczku Salem w stanie Massachusetts. Wtedy to wiedźma Margaret opętana przez diabła była o krok od umożliwienia szatanowi władzy na ziemi. Złapana na gorącym uczynku podczas oddawania czci szatanowi Margaret, zarzekła się, że dopadnie potomków jej oprawców, którzy doprowadzili ją i jej siostry przed sąd oraz uniemożliwili jej dalsze służenie mrocznemu panu. Ale przynajmniej wtedy miasteczko Salem mogło odetchnąć i uspokoić się.

Po wielu latach od procesu czarownic, miasteczko Salem w dalszym ciągu żyje wydarzeniami z przeszłości. Główna bohaterka powieści, Heidi Hawthorne pracuje w rozgłośni radiowej, mieszka sama z psem i stara się poukładać swoje życie. Pewnego wieczoru dostaje tajemnicze pudełko z dziwnym znakiem wyrytym na wierzchu i tajemniczą płytą Panów. Następnego dnia Heidi puszcza w radio piosenkę z płyty Panów i od tej pory mają miejsce naprawdę niepokojące i szokujące wydarzenia. Niczego nieświadoma kobieta nie spodziewa się, że obudziła potężne i żadne zemsty demony, które zapolują na mieszkańców miasteczka. Ale to dopiero początek przerażającej historii jaka ma się rozegrać w Salem. Czy jest już za późno, by ocalić ludzkość?

Zombie wraz z Evensonem postanowili stworzyć kilka postaci pierwszoplanowych, ale nie pominęli także znaczących postaci drugoplanowych, które odegrają ważną rolę dla całości tej książki. Heidi nie miała łatwego życia, a jej uzależnienie od alkoholu i narkotyków znowu zostanie wystawione na próbę. Oprócz Heidi, w wielkim niebezpieczeństwie znajduje się także córka sędziego czarownic, Maisie Mather, a także wiele innych kobiet. Dlaczego? Czy uda się zatrzymać to pędzące, niszczycielskie koło śmierci i nieszczęścia?

Autorzy pokusili się o dość szczegółowy opis miasteczka, które pod względem wyglądu, wcale nie różniło się od wielu innych miasteczek Ameryki. Miało tylko swoją mroczną historię, która okazałą się być niezłą atrakcją turystyczną. Autorzy powoli budują napięcie, by z czasem wprowadzić czytelnika w niemal oniryczną rzeczywistość, niczym sen na jawie, czego doświadczają bohaterowie. Jeśli zaś chodzi o aspekty mające budzić w czytelniku przerażenie czy odrazę, to mimo że leje się tu i tam krew, niektóre wypowiedzi są bardzo wulgarne i bluźniercze, ale nie jest wcale tak strasznie, jak można by się było spodziewać po okładce i opisie z tyłu książki. Ciężko mi powiedzieć coś więcej o tej książce, ponieważ jestem zawiedziona.

Jeśli widzieliście jakikolwiek film wyreżyserowany przez Roba Zombie (dajmy na to „Dom tysiąca trupów”) i czuliście niedosyt w sferze „horror”, to tak samo będzie w przypadku tej książki. Chyba postać Roba Zombie jest po prostu straszniejsza niż wszystkie jego produkcje. A szkoda.

Należę do osób u których oglądanie lub lektura horroru ma podnosić ciśnienie, doprowadzać do palpitacji serca, przerażać, a czasami i obrzydzać. Niestety, „Panowie Salem” nie są dobrym przedstawicielem gatunku, chociaż jest to książka dobrze napisana i z ciekawą fabułą, która jednak nie jest dopracowana w szczegółach. Porównując książkę do jej ekranizacji filmowej muszę jednak powiedzieć, że ponownie – książka okazała się być lepsza od ekranizacji.

Książka przeczytana w ramach wyzwania Z Literą W Tle
Recenzja bierze udział w wyzwaniu: Czytam Fantastykę.

#407. „Carrie” – Stephen King

„Carrie”


Tytuł: „Carrie”
Autor: Stephen King
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 208
Data wydania: 2013
ISBN: 978-83-7839-631-4
Ocena: 7/10
Data przeczytania: 14 października 2013

Stephen King to znany na całym świecie amerykański pisarz. W jego dorobku literackim znajdują się głównie powieści grozy, ale nie brak też powieści obyczajowych. Wydawał książki także pod pseudonimami Richard Bachman czy John Swithen. Po przeczytaniu najnowszej książki Stephena Kinga – „Doktor Sen” – postanowiłam sięgnąć po kolejną jego powieść, która w dniu dzisiejszym wchodzi do kin w nowej odsłonie.

Carrietta White mieszka ze swoją matką. Jest zwykłą dziewczyną, nijaką z wyglądu, nielubianą przez znajomych z powodu bycia inną od wszystkich. Poniżana i wyśmiewana przez kolegów i koleżanki niewytrzymała i w wieku 16 lat wybuchła… Ale zanim to się stało odkryła w sobie rosnącą siłę, zdolności telekinetyczne, które pozwalały jej poruszać różne obiekty. Gdy Carrie zostaje zaproszona na bal przez jednego z najprzystojniejszych chłopaków w szkole, myśli, że to sen. Ale postanawia dać sobie szansę, chce przemienić się z brzydkiego kaczątka w łabędzia. Chce zacząć żyć swoim życiem i oderwać się od matki, która spędza całe dnie na opętańczej modlitwie. Jednak szczęśliwe chwile nastolatki nie potrwają długo. Jaki koszmar zgotują Carrie rówieśnicy i… jak ona im się odwdzięczy?

Co mogę powiedzieć o „Carrie”? Jest to nowelka, najbardziej takie określenie mi pasuje, która utrzymana w klimacie horroru porusza trudne tematy, takie jak: brak ciepła rodzinnego, dewotyzm czy brak akceptacji przez osoby z najbliższego otoczenia. Rozdziały przeplatają fragmenty paranaukowych rozpraw na temat telekinezy, studium psychologicznego Carrie oraz rekonstrukcji wydarzeń z „Nocy Zagłady”, kiedy to zginęło 440 osób, a miasteczko Chamberlain stało się piekielną krainą, gdzie żywioły staczały walkę z panikującymi ludźmi. Ale między całą tą ludzką tragedią, miała miejsce jeszcze jedna, prywatna tragedia Carrie.

Stephen King dużą uwagę skupił na kreowaniu głównej bohaterki i jej matki. Matka Carrie, Margaret, szybko straciła męża i wyparła z pamięci akt seksualny, który oznaczał dla niej grzeszne i godne potępienia praktyki. Margaret odgrywa rolę kapłana w domowej roboty świątyni, a dziewczynka ma sprawować rolę wiernych. Kobieta uważa, że wszystkie jej uczynki są dobre i pragnie przestrzec przed złem świata swoją córkę, zamykając ją w małej komórce. Carrie natomiast mimo całej miłości do matki, nie jest w stanie jej zrozumieć i pragnie żyć własnym życiem.

Widziałam zapowiedź filmu i po tych kilku minutach już mogę powiedzieć, że reżyser pozmieniał pewne (moim zdaniem) znaczące fakty jak np. kolor sukienki na bal Carrie (chociaż to też jest zmienione w pierwszej ekranizacji). Ale film z czystej ciekawości mam zamiar obejrzeć.

„Carrie” to ciekawie skonstruowana, niedługa powieść w której nie brak elementów grozy, ale nie brak też elementów wręcz komicznych w swoim dramatyzmie. Książka z pewnością przypadnie do gustu miłośnikom twórczości Stephena Kinga, jednak dla osób, które dopiero rozpoczynają przygodę z twórczością tego pisarza polecam inne jego dzieła.

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję :

Wydawnictwo Prószyński i S-ka

Recenzja bierze udział w wyzwaniu: Czytam Fantastykę.

#405. „Doktor Sen” – Stephen King

„Doktor Sen”


Tytuł: „Doktor Sen”
Autor: Stephen King
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 656
Data wydania: 2013
ISBN: 978-83-7839-618-5
Ocena: 10/10
Data przeczytania: 10 października 2013

„Życie to koło, jego jedynym zadaniem jest się toczyć i zawsze wracać do punktu wyjścia.”

Stephena Kinga chyba nikomu przedstawiać nie trzeba, ten Amerykanin okrzyknięty przed wieloma laty mistrzem horroru nieprzerwanie do teraz dzierży ten tytuł. „Doktor Sen” to kontynuacja bestsellerowego horroru z roku 1977 – „Lśnienie”. Pewnie wielu z Was widziało nawet ekranizację tej książki. Stephen King wysoko postawił sobie poprzeczkę. W przypadku, gdy kontynuacja powieści jest pisana po tak wielu latach (36!), wcale nie trudno jest o literacką katastrofę. Najbardziej niesamowite jest to, że King stworzył dzieło, które nie tylko może spokojnie równać się z częścią pierwszą, czyli „Lśnieniem”, ale także może być uznane za lepsze. Osobiście uważam, że książka była naprawdę dobra i bez zająknięcia ją polecam.

Wróćmy na chwilkę do przeszłości… Panorama – jeden z najstarszych, luksusowych hoteli Kolorado, którym zajmował się w okresie zimowym John Torrance wraz z żoną Wendy i małym synkiem Danem oraz kucharzem Dickiem Hollorannem. Gdy w wyniku wybuchu kotła hotel uległ całkowitej destrukcji a oszalały John Torrance zginął w tym tragicznym wypadku, Danny wraz z matką przeprowadzili się do odległego od Panoramy małego mieszkania. Jednak mroczne siły z hotelu nie traktowały przeprowadzki czy zniszczonego hotelu jako bariery w dosięgnięciu Danny’ego. Na szczęście Dick Hollorann, który również posiadał pewne umiejętności (jasność) nauczył małego Danny’ego jak się chronić przed uciążliwymi zjawami, które są aż za bardzo żywe…

„Lśnienie”

Po wielu latach, kiedy Wendy i Dick Hollorann już nie żyją, a Danny T. Torrance stał się Danem Torrance, który mimo usilnych starań, by nie zaglądać do kieliszka i nie wpadać w furię, jak w zwyczaju miał jego ojciec, uległ uzależnieniu, które zwyczajnie pomagało mu przetrwać z dnia na dzień i nie myśleć o jasności, która go czasami przytłaczała. Stracił prawo jazdy, tracił pracę jedna za drugą, zmieniał miejsca zamieszkania, nie umiejąc się nigdzie ustatkować i zatrzymać na dłużej, jednak nie to było swego rodzaju kubłem orzeźwiającej wody, który zmusił go do refleksji nad własnym życiem i do skończenia z nałogiem. Dan wylądował w niewielkim miasteczku w New Hampshire i dzięki ogromnemu szczęściu i dobroci serca napotkanych ludzi znalazł miejsce w grupie Anonimowych Alkoholików i stałą pracę w hospicjum, gdzie z czasem awansował do samozwańczego stanowiska lekarza. To właśnie wtedy zaczęły się dziać niesamowite rzeczy i tak poznał Abrę…

Prawdziwy Węzeł to z pozoru wyglądający bardzo zwyczajnie ludzie jeżdżący po całym kraju kamperami i winnebago. Nie zwracają na siebie uwagi, są zwyczajni, często już wiekowi. Prawdziwi szukają ludzi z darem takim jak Dan, polują na nich, łapią i kaleczą, by wydobyć życiodajną dla nich parę, która powstaje w cierpieniu i bólu. Nazywani są pustymi diabłami. Mają pirackie imiona, które w pełni definiują ich drapieżną i złowrogą postać.

Poznajcie teraz Abrę Stone, która już od najmłodszych lat przejawiała niesamowite, paranormalne zdolności. Jednak z wiekiem zaczęła je ukrywać przed rodzicami, by nie sprawiać im kłopotu. Jedynie prababcia wiedziała prawdę o jej nadzwyczajnej naturze. W pewnym momencie Abra zdała sobie sprawę, że jej życiu zagraża wielkie niebezpieczeństwo ze strony tajemniczej kobiety w kapeluszu, której towarzyszy cała zgraja jej podobnych niby-ludzi. Abra telepatycznie skontaktowała się z Danem za pomocą tablicy w jego pokoju, a ten zgodził się jej pomóc zrozumieć wiele aspektów i chronić ją. Od tej pory Abrze towarzyszyć będzie czwórka dorosłych mężczyzn Dan, John, Billy i jej własny ojciec. Razem zjednoczą siły, by stoczyć walkę przeciw złu, które ponownie doprowadzi Dana do miejsca, gdzie przed laty stał hotel Panorama…

„Doktor Sen, też coś.” „Wszystko robi się mniejsze, kiedy wyciągnąć to na wierzch.”

„Doktor Sen”

Skąd tytuł „Doktor Sen”? Nasz główny bohater, we współpracy z kotem Azreelem, który zawsze wyczuwa, gdy przychodzi pora na kolejnego z chorych i sędziwych pacjentów, pomaga przejść ludziom na drugą stronę. Pacjenci hospicjum umierają w spokoju ducha, a Dan czuje, że przyczynił się do małego cudu. Jest to także kluczowy aspekt tej książki.

Początek książki nie należał do łatwych, musiałam wgryźć się w fabułę, ale z każdą kolejną czytaną stroną wszystko się rozjaśniało i wyjaśniało. Z początku fabuła powieści przypomina bardziej historię obyczajową z kilkoma paranormalnymi elementami, jednak potem akcja książki nabiera niesamowitego, zawrotnego tempa, mrozi krew w żyłach i nie pozwala oderwać się od lektury. Realizm przeplata się z magicznymi elementami. Bohaterowie są świetnie wykreowani, z wielkim rozmachem i precyzją, jedyne do czego mogę się przyczepić to fakt, że mała, grzeczna, dwunastoletnia dziewczynka czasami za bardzo, co gryzło się z jej naturą. Muszę przyznać, że autor skrupulatnie wymyśla główne punkty akcji, do których precyzyjnie doprowadza zawiłą fabułę. Poruszył także kluczowy w historii Ameryki atak terrorystyczny na World Trade Center, a jeden z pracowników hospicjum zupełnie przypominał bohatera „Zielonej mili” – Percy’ego Wetmore. I pojawiło się już znane wszystkim z choćby „Joylandu” słowo ćwoki.

Zarówno „Lśnienie” jak i „Doktor Sen” poruszają ważne tematy – problem alkoholizmu (z którym swego czasu zmagał się sam pisarz, do czego teraz otwarcie się przyznaje), problemy z opanowaniem gniewu, a także odwieczna walka dobra ze złem. I mimo że główny bohater nie jest ucieleśnieniem kryształowego dobra, to czytelnik od razu widzi, że drzemie w nim ogromny potencjał, a przecież każdemu czasem zdarza się zbłądzić. Obie książki są powieściami, w których głównym motywem jest podejmowanie wyborów – nierzadko trudnych i bolesnych.

Przyznam szczerze, że nie jest wcale łatwo napisać recenzję tej książki, z tego względu, że zbyt wiele się na raz dzieje, a są to wątki na tyle ważne, że nie mogłam pominąć ich w mojej recenzji. Mam nadzieję, że nie zdradziłam Wam zbyt wiele jednocześnie zachęcając tych z Was, którzy „Doktora Sen” jeszcze nie znają do lektury tej książki. Tak jak ostrzegawczo pisze pod koniec swojej książki sam Stephen King… chyba już zawsze będę się zastanawiała nad tym, kto siedzi za kierownicą kamperów… Serdecznie polecam!

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję :

Wydawnictwo Prószyński i S-ka

Recenzja bierze udział w wyzwaniu: Czytam Fantastykę.

#355. „Koszmary i fantazje. Listy i eseje” – H. P. Lovecraft

„Koszmary i fantazje. Listy i eseje”


Tytuł: „Koszmary i fantazje. Listy i eseje”
Autor: H. P. Lovecraft
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Liczba stron: 384
Data wydania: 2013
ISBN: 978-83-63248-86-4
Ocena: 8/10
Data przeczytania: 5 lipca 2013

Howard Phillips Lovecraft (20.08.1890 – 15.03.1937) jeden z wybitniejszych, bardzo płodnych pisarzy amerykańskich, autor książek fantasy i opowieści grozy, prekursor fantastyki naukowej, uznany za ojca tzw. „weird fiction”. Stworzył mitologię Cthulhu (panteon niewyobrażalnych bóstw z innych światów), która inspirowała jego późniejszych kontynuatorów. Obecnie Cthulhu jest postacią występującą nie tylko w książkach, ale i w komiksach, grach komputerowych i fabularnych (w tym planszowe i karciane) oraz muzyce.

Wydawnictwo SQN opublikowało zbiór listów i esejów, które „niesłusznie pomija się w planach wydawniczych.” Przyznam szczerze, że nie jestem wielką znawczynią twórczości Lovecrafta, jednak jego nazwisko jest mi znane. Po książkę sięgnęłam nie tylko z powodu bardzo ładnego wydania (gruba oprawa, a w środku ilustracje) i intrygujących zapowiedzi, ale także z powodu ciekawości jaką wywołała we mnie myśl, że będę mogła czytać coś tak intymnego jak jego listy i eseje, nigdy wcześniej nie publikowane.

Lovecraft reprezentował nowoangielską arystokrację, był człowiekiem o wielkim i dynamicznym umyśle, chociaż niektóre z jego poglądów były wręcz rasistowskie (np. uważał, że kultura anglosaska jest wyższa nad innymi kulturami), czasami też pokazywał drugie oblicze – hipokryty i egoisty, gdy czuł się niedoceniany i lekceważony. Miał bardzo bujną wyobraźnię, co wyraźnie odzwierciedla się w jego dziełach. Duży wpływ na jego postrzeganie świata miały wydarzenia historyczne i polityczne, które rozgrywały się na jego oczach począwszy od odkryć kosmologicznych, zmiany w postrzeganiu ważności roli religii, Wielki Kryzys USA po narodziny bolszewizmu i faszyzmu.

Dołączenie do Zjednoczonego Towarzystwa Prasy Amatorskiej, intelektualne potyczki z kuzynem Phillipsem Gamwellem, a także wzrost wartości jego twórczości wśród innych pisarzy wpłynęły na rozkwit korespondencji Lovecrafta. Prowadził on korespondencję z grupą przyjaciół oraz początkującymi pisarzami, dyskutowali o sprawach bieżących, ale także myśleli nad nowymi utworami, które mogłyby wzbogacić mitologię Cthulhu.

„Koszmary i fantazje. List i eseje” są wyjątkowym zbiorem listów i esejów pisanych na przestrzeni wielu lat do wielu osób. Poruszają różną tematykę, jednak skupiają się głównie na pisaniu jako tworzeniu. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, nie będę też streszczała listów, esejów, notatek czy felietonów, które w tym zbiorze się znalazły. Zapraszam po prostu do lektury. Od siebie dodam tylko, że bardziej podobały mi się eseje z tego względu, że były jaśniejsze, zrozumialsze, przemyślane i skrupulatnie pisane. Z drugiej strony listy były o tyle ciekawsze, że są intymne same w sobie. Prywatne i jedyne w swoim rodzaju, czasami chaotyczne, jednak ukazujące prawdziwe oblicze pisarza.

Ponieważ nie jest to moja pierwsza książka tego wydawnictwa, mogę śmiało powiedzieć, że zatrudniają oni samych świetnych tłumaczy. Mateusz Kopacz, tłumacz tego zbioru, oprócz ciekawego wstępu przygotował także zestawienie nazwisk przyjaciół Lovecrafta, które ułatwi zrozumienie lektury korespondencji pisarza. Co więcej Kopacz stanął przed arcytrudnym zadaniem jakim był przekład specyficznych struktur języka angielskiego oraz długich i wielokrotnie złożonych zdań. Z zadania tego tłumacz wywiązał się bardzo dobrze, dlatego czytelnik otrzymuje precyzyjnie oddany oryginalny charakter pisma Lovecrafta.

„Koszmary i fantazje. Listy i eseje” to świetny zbiór, bardzo przemyślany w samej strukturze, ponieważ utwory ułożone są tematycznie nie chronologicznie. Oddani czytelnicy Lovecrafta wreszcie dostali coś wyjątkowego. Uważam, że jest to istna perełka, coś wymarzonego dla miłośników twórczości Lovecrafta chcących go bliżej poznać. Polecam serdecznie!

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję :

Wydawnictwo Sine Qua Non

#279. „Światła września” – Carlos Ruiz Zafón

„Światła września”


Tytuł: „Światła września”
Autor: Carlos Ruiz Zafón
Wydawnictwo: Muza
Liczba stron: 256
Data wydania: 2011
ISBN: 978-83-7495-994-0
Ocena: 7/10
Data przeczytania: 22 grudnia 2012

Do niedawna nie miałam jeszcze okazji poznać tak rozsławionej twórczości Carlosa Ruiza Zafóna. Posiadam „Cień wiatru”, „Grę Anioła” i wygraną niedawno w konkursie u Agaty „Więzień nieba”. Jednak zaczęłam przygodę z twórczością autora od innej książki, pożyczonej niedawno od koleżanki – „Światła września”.

Lata 30. XX wieku, Francja. Gdy Armand Sauvelle, mąż Simone, zmarł zostawił żonę i dwójkę dzieci 14-to letnią Irène i młodszego Doriana, pogrążonych w długach. Simone podjęła się ponownie pracy na stanowisku nauczycielki, jednak zarobki nie były wystarczające. Dzięki starej znajomości dostała propozycję pracy u ekscentrycznego wynalazcy zabawek Lazarusa Janna w miejscowości Błękitna Zatoka. Mają zająć nieużywany Dom na Cyplu, wzniesiony po drugiej stronie lasu Cravenmoore. Po pewnym czasie Irène zaprzyjaźnia się z sympatyczną 16-to letnią Hanną, pełniącą obowiązki kucharki i pokojówki Lazarusa. Niedługo potem Irène poznaje kuzyna Hanny, żeglarza Ismaela. Ta młoda dwójka od razu zapałała do siebie wielkim uczuciem. Akcja nabiera tempa, gdy popełnione zostaje okrutne morderstwo. Kto i dlaczego zabił Hannę? Jakie znaczenie ma tajemniczy pamiętnik zaginionej niegdyś kobiety Almy Maltisse? Ile jeszcze tajemnic będą musieli odkryć Irène z Ismaelem?

„Samotność tworzy dziwne labirynty.”

Irène jest główną bohaterką książki, to na niej skupia swją uwagę narrator dogłębnie wnikając w jej psychikę, prezentując jej myśli i emocje. Kolejną ważną postacią jest fabrykarz Lazarus Jann, który jest osobą na wskroś tajemniczą, ekscentryczną, pełną geniuszu, lecz jednak bardzo samotną. Mówi, że jego żona od 20 lat jest przykuta do łóżka. W dzień wielka rezydencja Lazarusa jest pałacem niesamowitości pełnym niespotykanych zabawek, jednak nocą przemienia się on w straszne miejsce, gdzie zabawki są aż nader żywe i przerażające.

„(…) w prawdziwym życiu, w odróżnieniu od fikcji, nic nie jest tym, czym się wydaje…”

Od pierwszych stron czytelnik wkracza w świat pełen metafizyki i magii, które jednak w bardzo subtelny sposób przeplatają się z rzeczywistością. Muszę przyznać, że spodziewałam się troszkę innej lektury, aczkolwiek nie jestem rozczarowana. Ogólnie książka mi się podobała, jednak z pewnością bardziej do gustu przypadnie młodszym czytelnikom, bo głównie do nich też jest kierowana. Osobiście czegoś mi w niej brakowało, jednak na pewno nie poprzestanę na niej i dalej będę eksplorowała talent pisarza.

„Dobre opowieści nie potrzebują zbyt wielu słów…”

„Światła września” to książka zarówno dla młodzieży jak i starszych czytelników. Piękna okładka wręcz kusi do zapoznania się z treścią książki. Lektura jest przyjemna i czyta się ją szybko, akcja powieści nie jest wymagająca i skomplikowana. Serdecznie polecam wszystkim czytelnikom chcącym poznać twórczość pisarza, oraz tym, którzy już ją poznali, a nie mieli okazji czytać „Świateł września”. Jestem ciekawa jak Wam się ta ksiażka spodoba :) Pozdrawiam serdecznie pozostając z Wami w Świątecznym nastroju.

#266. „Drood” – Dan Simmons

„Drood”


Tytuł: „Drood”
Autor: Dan Simmons
Wydawnictwo: MAG
Liczba stron: 832
Data wydania: 2012
ISBN: 978-83-7480-268-0
Ocena: 10/10
Data przeczytania: 3 listopada 2012

„Drood” to była najbardziej wyczekiwana przeze mnie książka. Nie pamiętam, bym na jakąkolwiek książkę do recenzji czekała w takim napięciu i zniecierpliwieniu. A wierzcie mi – czekać się opłacało. Dan Simmons postanowił niejako dokończyć to, co niedokończone, czyli stworzyć własną wersję wydarzeń, które zainspirowały Charlesa Dickensa do napisania „Tajemnicy Edwina Drooda”. To właśnie tytułowy Drood Dickensa, będzie głównym bohaterem w książce Dana Simmonsa. Pisarz zręcznie wpisał w swoją powieść zarówno wydarzenia z życia Dickensa jak i wykreował wspaniałą, tajemniczą, a miejscami mrożącą krew w żyłach, wciągającą opowieść.

Narratorem jest William Wilkie Collins, stary przyjaciel Charlesa Dickensa, który prowadzi wypełniony dygresjami monolog z czytelnikiem. Swoje słowa kieruje do „Czytelnika z pośmiertnej przyszłości”. W formie pamiętnika podzielonego na rozdziały przedstawia czasy w których żyli i wydarzenia których byli uczestnikami.

9 czerwca 1865 roku, 53-letni Charles Dickens jachał w pociągu z kochanką Ellen Ternan, jej matką i własnym rękopisem, niestety lokomotywa natrafiła na wyrwę w torze, co doprowadziło do okropnej masakry. Gdy Dickens pomagał rannym ludziom, spotkał pewnego gentlemana, pana Drooda, który wywołał w nim bardzo mieszane uczucia. Po tragedii pod Staplehurst, Charles Dickens całkowicie się zmienił, co zauważyły wszystkie bliskie mu osoby, w tym wierny przyjaciel – Wilkie. Od tamtej pory Dickens obsesyjnie próbuje odnaleźć i bliżej poznać tajemniczego Drooda. Razem z Wilkie Collinsem wyruszą do „Wielkiego Pieca” – najohydniejszych dzielnic Londynu oraz do mrocznego „Podmiasta”. Do czego doprowadzi Dickensa jego rosnąca obsesja?

Drood jest mroczny, intrygujący, zaskakujący i pełen sprzeczności. Dziwaczny, groźny, przerażający i groteskowy – tak go określali pozostali bohaterowie powieści. Jest postacią owianą tajemnicą. Na uwagę zasługuje także narrator, który jest bardzo wyrazistą, świetnie wykreowaną osobowością. Twierdzi, że to „postronni obserwatorzy płacą za obsesje jednego człowieka”, jednakże autor skutecznie podaje w wątpliwość wszystkie przytaczane przez Wilkiego Collinsa wspomnienia, jako że ten był uzależniony od laudanum (płynnego opium).

Zawsze fascynował mnie XIX-wieczny, tajemniczy i mroczny Londyn. I taki też jest on u Simmonsa – mroczny, pełen zgnilizny i okropnych zapachów, wypełniony tajemniczymi i okrutnymi ludźmi. W „Droodzie” Charles Dickens zaczyna prowadzić niebezpieczne podwójne życie. Obsesyjnie zaintrygowany „Podmiastem” – zapomnianą częścią Londynu, jest świadkiem przerażających wydarzeń. Podziemne palarnie opium, gdzie klienci wyglądają jak zastygłe trupy, stare i mroczne tunele i katakumby, smród walających się zwłok, ludzie, którzy już właściwie ludźmi nie są, a do tego okrutne morderstwa – to wszystko czeka na Was w powieści Simmonsa.

Język jest na wysokim poziomie, niemalże poetycki. Autor posługuje się barwnym językiem, stosuje liczne środki stylistyczne: porównania, przenośnie, metafory, uosobienia. Tajemnicza osoba Charlesa Dickensa była świetnym materiałem na książkę. Miłośnicy twórczości angielskiego pisarza z pewnością docenią trud, jaki zadał sobie autor tej książki, gdy dogłębnie badał przeszłość znanego pisarza i zgrabnie wplatał ją w bieg historii tej książki. Powieść Simmonsa ma to do siebie, że stosunkowo długo się rozkręca, jednak nie jest to jej minusem, ponieważ czytelnik ma okazje podziwiać zarówno wspaniale zilustrowaną Anglię jak i warsztat pisarza, który jest naprawdę imponujący.

Parę słów o tym wydaniu, bo z pewnością jest to wyjątkowe wydanie. Gruba oprawa, z cudowną tajemniczą okładką, to z pewnością czynnik ,który przykuje wzrok każdego wymagającego czytelnika. Czcionka nie jest mała, także czytanie nie sprawia trudności (a w przypadku ponad 800 stronicowego tomiska ważne jest, by oczy szybko się nie męczyły).

Uprzejmie radzę nie sugerować się opiniami, które mówią, że książka Simmonsa jest nudna. Jeśli ktoś tak twierdzi, to po prostu nie potrafi docenić wszystkich atutów tej powieści oraz wspaniałych, barwnych opisów. Osobiście mogę tylko jeszcze raz zachęcić do przeczytania tej fascynującej powieści, która łączy w sobie nie tylko wątki historyczne czy bibliograficzne, ale także elementy dobrego thrillera i horroru oraz powieści fantasy. Z całego serca „Drooda” polecam!

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję :

Wydawnictwo MAG

#258. „The Walking Dead (Żywe trupy): Narodziny Gubernatora” – Robert Kirkman, Jay Bonansinga

„The Walking Dead”


Tytuł: „The Walking Dead (Żywe trupy):
Narodziny Gubernatora”
Autor: Robert Kirkman, Jay Bonansinga
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Liczba stron: 364
Data wydania: 2011
ISBN: 978-83-93157-57-0
Ocena: 8/10
Data przeczytania: 5 października 2012

„Żywe trupy: Narodziny Gubernatora”
to wyczekiwana przez fanów „The Walking Dead” książka autorstwa Roberta Kirkmana (twórca komiksu „The Walking Dead” od którego wszystko się zaczęło) i Jay’a Bonansinga (znany pisarz thrillerów). Na podstawie komiksu pojawił się serial o tej samej nazwie, emitowany na kanale FOX, jak i także dwie gry planszowe (jedna na postawie tego właśnie serialu), linia figurek oraz gra komputerowa.

Fani komiksu czy serialu z pewnością wiedzą, kim jest tytułowy Gubernator i dlaczego jest tak kluczową postacią, że aż napisano o nim książkę. Natomiast, tym którzy nie wiedzą, postaram się to w skrócie wytłumaczyć. Po pierwsze Gubernator, czyli Philip Blake to postać, która budzi wiele kontrowersji, jest to doskonały czarny charakter. Po drugie postać komiksowego Gubernatora zdobyła wiele prestiżowych nagród, jako że nie jest to zwykły czarny charakter, jakich w komiksach wiele. Po trzecie, to właśnie dzięki Gubernatorowi komiks stał się takim fenomenem, ponieważ postać Gubernatora znalazła się w rankingu stu „najbardziej rozpoznawalnych komiksowych złoczyńców”. „Żywe trupy: Narodziny Gubernatora” to opowieść o tym, co ukształtowało Philipa Blake’a na osobę bez skrupułów, mordującego z zimną krwią łotra z piekła rodem. Zainteresowani?

„Wiatr niesie ze sobą brzęczenie brzęczenie żywych trupów – nieregularne jęki, szurające kroki – dochodzące gdzieś z mroku sąsiednich działek.”

Narracja jest prowadzona przez narratora wszechwiedzącego w czasie teraźniejszym. Akcja toczy się w Ameryce w paru z pozoru opuszczonych przez ludzi (a zamieszkałych przez zombie) miejscach. Książka jest obsadzona w postapokaliptycznym świecie, w którym przetrwają tylko ci, którzy są wystarczająco zdeterminowani, by walczyć o swoje życie i stawić czoła zombie. Książka podzielona jest również na trzy części: „Wydrążeni ludzie”, „Atlanta” i „Teoria chaosu”.

Głównym bohaterem jest Philip Blake, który razem ze swoją małą córeczką, starszym bratem nieudacznikiem Brianem i dwoma kolegami Nickiem i Bobby’m podróżują po opuszczonych miasteczkach Ameryki w poszukiwaniu bezpiecznej przystani w Atlancie, w której będą mogli dołączyć do pozostałych ocalałych ludzi. Razem będą musieli stawić czoła zombie o kolorze rybiego brzucha, których czuć już z większej odległości. Co wydarzy się podczas ich podróży?

W książce pojawią się oczywiście flaki, krew i różne czasem drastyczne i obrazowe sceny mordu, aczkolwiek to nie to jest w tej książce, jak i komiksie najważniejsze. Najważniejsza jest kreacja głównego bohatera oraz psychologiczne aspekty jego postaci.

„Żywe trupy: Narodziny Gubernatora” to książka, którą czyta się naprawdę błyskawicznie. Akcja nie tylko całkowicie wciąga na długie godziny, ale także jest nieprzewidywalna i zaskakująca. Na dodatek zakończenie jest naprawdę bardzo dobre i gwarantuję, że będzie kolejnym zaskoczeniem. Serdecznie polecam każdemu fanowi komiksu czy serialu, a także wszystkim tym czytelnikom, którzy szukają nie tylko czegoś z pogranicza horroru.

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję :

Wydawnictwo Sine Qua Non

#221. „Dym i lustra” – Neil Gaiman

„Dym i lustra”


Tytuł: „Dym i lustra”
Autor: Neil Gaiman
Wydawnictwo: Nowa Proza
Liczba stron: 384
Data wydania: 2012
ISBN: 978-83-7534-093-8
Ocena: 8/10
Data przeczytania: 16 lipca 2012

Neil Gaiman to znany angielski pisarz, który ma na swoim koncie wiele świetnych powieści takich jak: „Koralina”, „Gwiezdny pył” czy „Amerykańscy bogowie”. Niedawno miałam okazję czytać i recenzować moją pierwszą książkę Neila Gaimana „Nigdziebądź”, która bardzo przypadła mi do gustu. Gdy tylko Wydawnictwo Nowa Proza wydało kolejną książkę tego angielskiego autora wiedziałam, że muszę ją przeczytać. „Dym i lustra” to zbiór różnych utworów, który po raz pierwszy opublikowany był w 1988 roku.

„Dym i lustra” to wielki zbiór, ponieważ składa się aż z 35 utworów i wstępu. W skład utworów wchodzą: wiersze, opowiadania i krótkie nowelki. Nie bez powodu zbiór ten nazwany został właśnie „Dym i lustra”, ponieważ „dym zaciera ostre kontury” a lustra ustawione pod odpowiednim kątem mogą kłamać tak przekonująco, że zaczniemy wierzyć w to, co nam pokazują, a po drugie opowiadania są w pewnym sensie lustrami, które ukazują jak funkcjonuje świat. „Wstęp” jest tym ciekawszy i warty przeczytania, że autor opisuje w nim cały proces tworzenia zarówno wszystkich utworów po kolei, jak i całości tego zbioru. „Większość zebranych tu historii traktuje o miłości pod różną postacią” jednak jest to najczęściej miłość czysto fizyczna lub bardzo mroczna – tym samym ciekawsza, bardziej tajemnicza i intrygująca. Pozostałymi tematami, które dotyka Gaiman jest śmierć, mrok, sny i marzenia oraz koniec świata – czy to brzmi troszkę pesymistycznie i niepokojąco? Prawidłowo.

Utwory Gaimana to wręcz surrealistyczne wizje równoległej rzeczywistości. Metafizyka i świat magiczny przeplata się z rzeczywistością i światem nam znanym. Czego można się spodziewać w utworach zamieszczonych w tym zbiorze? Na pewno alternatywnego opowiadania ślubnego, historii o starszej kobiecie, która znalazła Święty Graal, pojawi się również troll-strażnik, nieszczęśliwy Mikołaj, kot w wersji extreme, Wielki Cthulhu, aniołowie, szatan i Bóg, połączenie Beowulfa and Baywatch’a oraz wiele, wiele innych, których na pewno się nie spodziewacie! Warto również zwrócić uwagę na pomysłową i skrupulatną kreację wyjątkowych, nieszablonowych bohaterów i postaci. Wymagający czytelnicy na pewno będą zadowoleni.

Nie byłabym sobą gdybym nie wspomniała o okładce, która jest prześliczna – odrobinkę mroczna, tajemnicza ale utrzymana w miłych dla oka, choć może odrobinkę zimnych kolorach. Mimo wszystko jest to okładka, która od razu przykuje wzrok ciekawego czytelnika. Jeśli chodzi o minus w wydaniu to może być to niewielka czcionka, jednak nie jest tak mała by skutecznie utrudniała czytanie.

„Dym i lustra” to zbiór opowiadań w którym czytelnik ma okazje zobaczyć i utwierdzić się w przekonaniu, że warsztat pisarski Neila Gaimana jest naprawdę na najwyższym poziomie. Trzeba przyznać, że Gaiman jest doświadczonym pisarzem. (A kto tego nie wiedział, powinien jak najszybciej się o tym na własne oczy przekonać!) Ale nie tylko to stoi za jego wspaniałym warsztatem pisarskim. Ten angielski pisarz ma wielką wyobraźnię i łatwo operuje słowem pisanym, co w rezultacie skutkuje świetnymi powieściami, wierszami, opowiadaniami i nowelkami. Czytelnik ma nieustanne wrażenie przebywania w metafizycznym, nierealnym świecie, który staje się coraz bardziej realny z każdą kolejną przeczytaną stroną.

Kolejne moje spotkanie z Neilem Gaimanem uważam za udane. Mimo że nie każdy utwór przypadł mi do gustu, to większość z nich była naprawdę wspaniała. Z pewnością jeszcze kiedyś wrócę do tej lektury. „Dym i lustra” polecam wszystkim fanom autora, jak i również tym, którzy jeszcze nie mieli okazji przeczytać żadnej z jego książek. Czy polecam? Jak najbardziej!

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję :

Wydawnictwo Nowa Proza