Niedawno miałam okazję czytać i recenzować debiutancką książkę Pani Joanny Żebrowskiej „Shit! Rok w brukowcu” (<- recenzja). Zaciekawiona postanowiłam zadać autorce książki parę pytań i jednocześnie przybliżyć Wam jej osobę :) Zapraszam do przeczytania kolejnego wywiadu :)
JA: „Shit! Rok w brukowcu” to Pani pierwsza książka. Jak wspomina Pani pracę nad nią? Co sprawiało Pani podczas pisania najwięcej przyjemności a co chciała Pani mieć za sobą najszybciej?
Joanna Żebrowska: Proces twórczy można podzielić na kilka etapów. Pierwszy to jest wstępny projekt – spisuje się na kolanie to, co się chce powiedzieć. Podczas drugiego etapu (najbardziej pracochłonnego) pracuje się nad spójnością tekstu. Selekcjonuje się informacje, uzupełnienia „dziury”, uszczegóławia się pewne kwestie, wychwytuje błędy logiczne. Trzeci etap to już zabawa słowem. Należy wyeliminować powtórki, wprowadzić epitety i inne środki stylistyczne.
Według mnie każdy etap jest w pewnym sensie przyjemny pod warunkiem, że nie trwa zbyt długo. Myślę, że każdy, kto pisał, choć raz większą objętościowo pracę, zna męki związane ze sczytywaniem tekstu po sto razy. Wydaje się człowiekowi, że to już koniec, że można pójść o krok dalej, a tymczasem nadal wychodzą błędy, okazuje się, że coś nie gra. To jest strasznie frustrujące. W pewnym momencie zna się już swój tekst na pamięć, śni się on po nocach…
Czy długo zastanawiała się Pani nad wydaniem książki? Był to Pani pomysł, czy ktoś Panią natchnął?
W czasie jednej z imprez opowiadałam koledze z studiów o swoich perypetiach związanych z pracą w brukowcu. Śmialiśmy się do rozpuku. W pewnym momencie Mareczek stwierdził, że mam świetny materiał na książkę. To była iskra zapalna. Od razu zabrałam się do pisania traktując to, jako formę autoterapii…
Skąd taki a nie inny tytuł?
Na początku tytuł miał być jednowyrazowy: inne brzydkie słowo;))) Podobał się on zarówno moim redaktorom jak i grafikom. Niestety, prawnik, który miał czuwać nad tym, aby nikt nie poczuł się urażony, powiedział zdecydowanie: nie. Uznał, iż tytuł za bardzo kojarzy się z pewną gazetą;) Wtedy padła propozycja, aby sparafrazować tytuł Merde! Rok w Paryżu. To nasze brzydkie słowo miało wejść w miejsce słowa „Merde!”. Ku naszemu rozczarowaniu prawnik również odrzucił tę wersję. Więc zdecydowaliśmy się na angielskie „shit!” w miejscu „merde”. Jednocześnie postanowiliśmy, że gazeta w książce będzie się nazywała „Hit”.
Czy utożsamia się Pani z którymś z bohaterów powieści?
Rozumiem, że w tym pytaniu kryje się inne pytanie, postawione nie wprost, czy to Pani jest tą niedojrzałą emocjonalnie i zagubioną Edi?;))) O.K. Będę szczera. Myślę, że w mojej bohaterce jest coś ze mnie, ale nie ze mnie dzisiejszej (mam swoje lata, jestem stateczną matką i żoną), ale z Joanny Żebrowskiej z bardzo odległej przeszłości.
Jakie przesłanie chciała Pani zawrzeć w swojej książce?
Przesłanie jest bardzo czytelne: bądźcie krytyczni, nie wierzcie we wszystko to, co serwuje Wam kolorowa prasa, ale nie tylko kolorowa prasa. Ta książka nie jest bowiem, wbrew pozorom, satyrą tylko na świat tabloidów. Porusza problemy dotyczące mediów w ogóle. Wiele z nich coraz bardziej upodobnia się do brukowców pod względem rzetelności dziennikarskiej. Mam na myśli zwłaszcza telewizję, która robi nam w sposób nieprawdopodobny wodę z mózgu. Wykorzystuje fakt, że za pomocą obrazu (nie ważne czy to zdjęcie w gazecie, czy to kadr telewizyjny), można łatwo manipulować odbiorcą. Gdy coś widzimy na zdjęciu, to wydaje się nam, że tak jest. Tymczasem to często bywa złudne…
Drugie przesłanie dotyczy pracy w korporacji. Chciałam poradzić bardzo młodym ludziom, do których adresowana jest książka: nie bądźcie szczurami, które startują w wyścigu, nie warto. Prędzej czy później zapłacicie za to wysoką cenę.
Czy spodziewała się Pani tak pozytywnej reakcji ze strony czytelników?
Spodziewałam się, że książka wywoła dyskusję. W końcu pozwoliłam sobie powiedzieć o czymś, o czym do tej pory głośno się nie mówiło. Starałam się być przy tym szczera. Wydaje mi się, że czytelnicy świetnie wyczuwają, które teksty pisane są dla pieniędzy, a które z potrzeby serca.
O historiach związanych z pracą w tabloidzie, nie mogę mówić z oczywistych powodów. Podzielę się jednak pewnym spostrzeżeniem dotyczącym historii z życia prywatnego mojej bohaterki. Nie mówiłam tego do tej pory… Te wydarzenia też w dużej mierze znajdują potwierdzenie w faktach. I co ciekawe, historie, które znajdują potwierdzenie w faktach są najbardziej krytykowane np. na blogach. Zarzuca mi się, że są nieprzekonujące, nieprawdopodobne, co mnie często śmieszy. Jedną z takich historii jest historia z czarnoskórym lekarzem. Podobną przygodę przeżyłam sama wiele lat temu.
Niektóre postacie z książki mają też swoje pierwowzory. Taką postacią jest m.in. Rachela. Po cichutku liczyłam na to, że ktoś rozszyfruje ten pseudonim. Nie było to takie trudne. Chodzi o osobę, o której było dość głośno w pewnym momencie. Niedawno powstał film na kanwie jej przeżyć…
Od razu jednak zaznaczę, że nie można brać za bardzo na serio wszystkiego, co napisałam. Postacie w książce są pokazane w karykaturalnym świetle, w krzywych zwierciadłach. To ma być w końcu współczesna satyra.
Kto należy do grona Pani ulubionych pisarzy/pisarek? Książki, z jakiego gatunku lubi Pani najbardziej czytać i dlaczego?
Pochłaniam wszystko, co mi wpadnie w ręce, od najwybitniejszych twórców, do literatury popularnej. W zależności od nastroju, pory, miejsca, w którym się znajduję. Wyznaję przy tym jedną zasadę: czytam to, co mi sprawia przyjemność, a nie to, co powinnam przeczytać. Moim zdaniem życie jest za krótkie na to, żeby faszerować się treściami, dzięki którym można zabrylować w towarzystwie. Czytam to, co jest mi w jakiś sposób bliskie, w czym odnajduję bliskie mi wartości, co pozwala mi odkrywać i poznawać lepiej siebie oraz otaczającą mnie rzeczywistość. Nigdy nie skuszę się np. na Masłowską, którą tak się wszyscy zachwycają, bo według mnie to wydmuszka, lektura pusta, która nie niesie ze sobą nic. Wyjątkowo odrzucają mnie też książki, które są popisem erudycji autora. Takich książek mogłabym wymienić wiele.
Czy ma Pani zamiar w przyszłości wydać kolejną książkę? Jeśli tak, to czy ma Pani już jakiś konkretny pomysł?
Nie mam pewności, że jeszcze kiedykolwiek napiszę coś, co będzie dłuższe niż artykuł prasowy;) Wciąż czuję się bardziej dziennikarką niż pisarką. Wyznaję jedną zasadę, o której niestety większość świata artystycznego zapomina. Zabierać głos powinno się tylko wtedy, kiedy ma się coś istotnego do powiedzenia. Takiej zasadzie hołdował m.in. mój ulubiony reżyser Janusz Morgenstern. Nakręcił w życiu tak mało filmów, ale przecież nie liczy się ilość…
Na koniec ciekawostka: gdy „Shit!” ukazało się na rynku zgłosili się do mnie byli dziennikarze tabloidów. Dzielili się ze mną swoimi wspomnieniami. Okazało się, że moje przeżycia wypadają blado przy ich doświadczeniach;) Doszliśmy do wniosku, że mamy gotowy materiał na drugą część przygód Edi. Na razie jednak nie podjęłam decyzji na tak ani na nie.
Pani Joannie Żebrowskiej serdecznie dziękuję zarówno za udostępnienie mi książki do recenzji oraz za udzielnie wyczerpujących odpowiedzi na moje pytania. Was, drodzy bloggerzy i czytelnicy, mogę już tylko zachęcić do przeczytania książki „Shit! Rok w brukowcu” :)
Czytałam i również polecam!:)
Ooo kolejny udany wywiad. :) Gratuluję! :)
Jeszcze nie miałam okazji zapoznać się z książkami tej autorki, ale ten wywiad mnie do tego zachęcił. Pisarka wydaje się być naprawdę interesującą osobą… :)
@Scathach: pamiętam Twoją zachęcającą recenzję!
@Książkówka: serdecznie dziękuję!
@Juliette: cieszę się niezmiernie, że wywiad zachęcił Cię do poznania książki Pani Joanny :)
Bardzo fajny i szczegółowy wywiad – oby było takich więcej ;)
Świetny wywiad, kochana!
Książka jak najbardziej dla mnie. Myślę, że przypadnie mi do gustu.
Wywiad jak zawsze ciekawy i wciągający:))
Brawo, Miqa! Czekam na kolejne wywiady w Twoim wydaniu:)
Pozdrawiam serdecznie!
@Marichetti: dziękuję bardzo :)
@Mery: polecam, bo jest bardzo fajna i szybko się ją czyta :)
@Kasandra: dzięki bardzo!
@Isadora: ach, dziękuję za same komplementy! :D
Wywiad jest niewątpliwie ciekawy. Szczerze gratuluję umiejętności zadawania krótkich, ale treściwych i co najważniejsze niebanalnych pytań ;)
Nie nam niestety ani autorki ani jej książki, ale po twoim wywiadzie mam nadzieję, że się to szybko u mnie zmieni. Rewelacyjny wywiad. pozdrawiam.
Może jednak powinnam się skusić i przeczytać książkę Żebrowskiej…? ;)
Bardzo ciekawy wywiad, gratuluję!
Bardzo dobry wywiad.
Jakos mi chyba umknela Twoja recenzja na blogu, ale teraz zwrocilam na nia jeszcze wieksza uwage.
Bardzo chce przeczytac ta ksiazke!
@Kala: ach, dziękuję Ci serdecznie :)
@Cyrysia: koniecznie musisz tę książkę przeczytać. Jestem ciekawa Twojej opinii.
@Cinnamon: powinnaś :D Dziękuję!
@Olka: cieszę się niezmiernie :)
Ksiazka jest genialna satyra i naprawde jest wyjatkowo dobrze napisana. Autorka ma talent i czekam na jej kolejna powiesc :) Pozdrawiam, milo bylo przeczytac wywiad.
Świetny wywiad, gratuluję. Powieść tę czytałam z przymrużeniem oka, chociaż jak widać kilka bardzo prawdopodobnych akcentów w niej było, tak czy siak miło wspominam książkę Pani Żebrowskiej :).
Już lubię tę panią za słowa: „Zabierać głos powinno się tylko wtedy, kiedy ma się coś istotnego do powiedzenia.”, a wiadomo – jeśli autor zyskuje sympatię to i z książką warto się zaznajomić ;)
Bardzo dobry wywiad. Rzeczowe pytania i ciekawe odpowiedzi.
@Aneta: całkowicie się zgadzam z Twoją opinią!
@Natula: ja również wspominam tę książkę miło :) Momentami moje brwi unosiły się wysoko do góry, bo niektóre sytuacje były absurdalne i śmieszne, ale takie jest życie dziennikarza z brukowca. Niczym w krzywym zwierciadle.
@Giffins: no cóż, są to słowa bardzo mądre, prawda? Niestety wiele ludzi nie traktuje ich serio, a szkoda…
@Sardegna: dziękuję bardzo :)
Świetny wywiad- proszę o więcej takich :) a książkę oczywiście mam w planach.