Archiwum kategorii: Wywiady

#442. Wywiad z pisarką Teresą Ewą Opoką.

Dziś mam przyjemność zaprezentować Wam postać Pani Teresy Ewy Opoki. Teresa Ewa Opoka (ur. 1948) – poetka, prozaiczka, dramatopisarka. Debiutowała tomikiem wierszy „Przypadki”. Jest autorką kilku powieści („Abecadło kobiety tamtych lat”, „Kocie oczy”, „Umrzesz dopiero się zacznie”, „Wszystko o Edycie”, „Wyspa kobiet”, „Naprawa i wypożyczanie mężczyzn”), zbioru opowiadań „Miłość nad życie” oraz książek dla dzieci. Dramat „Pątniczki” wyróżniono na Festiwalu Sztuk Odważnych w Radomiu w 2006 roku, a słuchowisko „Ósma dziesięć o zmierzchu” otrzymało drugą nagrodę w ogólnopolskim konkursie Teatru Polskiego Radia w 2006 roku. Spektakl „Uliczna ballada” wystawiono w teatrze w Radomiu.
Moją recenzję jej powieści „Żona psychopaty” możecie przeczytać klikając TUTAJ. A następnie zapraszam do lektury wywiadu. Nie jest to zwykły wywiad, ale lekcja o psychopatach. Zachęcam do lektury!

1. Jest Pani poetką, prozaiczką, dramatopisarką. Którą z form literackich preferuje Pani tworzyć najbardziej?
Teresa Ewa Opoka: Wszystkie są dla mnie równie ważne. Prawdą jest jednak, że „poetą się bywa”. Wydałam jeden jedyny tomik poezji i nie wiem czy z wierszy napisanych w ciągu trzydziestu lat uzbierałabym na następny.

2. Co jest najtrudniejsze w pracy pisarza? A co stanowi najprzyjemniejszą część?
a) Najtrudniejsze – dobranie najwłaściwszej formy dla wybranego tematu.
b) Najprzyjemniejsza część pracy następuje dopiero wówczas, gdy już uchwycę całość, dobiegnę do ostatniego zdania. Wówczas robię sobie kilkudniową przerwę i wracam do powieści bardzo krytycznie nastawiona, czytam spokojnie od początku i zaznaczam w tekście – tu skrócić, tu wyrzucić, tu uzupełnić. Staram się nie mieć dla siebie litości. I tak kilka razy zanim ośmielę się komuś pokazać tekst.

3. Pani najnowsza książka to „Żona psychopaty” wydana nakładem Wydawnictwa Prószyński i S-ka. Jak wspomina Pani pracę nad tą książką? Co było w niej najtrudniejszym aspektem?
To była wyczerpująca przygoda, Pisałam szybko, spieszyłam się, bo czułam się jakby mnie wprowadzono do ciemnego lochu i powiedziano: nie bój się, jeśli będziesz szła cały czas przed siebie, wyjdziesz stąd na powierzchnię. I wyszłam, ale po drodze nie było przyjemnie – ciemno, ściany wilgotne, śliskie, pokryte pleśnią, jakieś małe zwierzątka popiskiwały pod nogami, a nad głową przelatywały nietoperze. Bałam się i czułam się bardzo, bardzo samotna. Wędrówka po labiryntach ludzkiej psychiki nie jest miłym doświadczeniem.

4. Co skłoniło Panią do napisania książki o takiej właśnie tematyce i dlaczego umieściła Pani akcję w czasach PRL-u?
Od wielu lat odpychałam od siebie ten temat, ponieważ wydawał mi się zbyt ponury, no i zadawałam sobie pytanie: kto zechce przeczytać książkę o „przeciętnym” psychopacie, który nie jest seryjnym mordercą? Ci co się zetknęli z takim przypadkiem w rzeczywistym życiu, wiedzą o nim już wszystko, inni uważają, że są tak inteligentni, że od razu rozpoznają psychopatę. A co mnie skłoniło i dało impuls, że jednak podjęłam decyzję, by zmierzyć się z tym tematem? Szum medialny jaki powstał wokół rozwodu znanej aktorki i uszczypliwe komentarze osób trzecich na jej temat.
Dlaczego rozgrywa się na tle realiów PRL? Ponieważ znałam taki przypadek z tamtych czasów, a tło historyczne nie ma tu większego znaczenia; równie dobrze akcja mogłaby się toczyć w średniowieczu, w XIX wieku (niezrównanie pisał o tym zjawisku Dostojewski), jak i współcześnie. Psychopaci od zawsze stanowią około 5% każdego społeczeństwa ( przy czym 4% to mężczyźni i 1% to kobiety) – co odkryli naukowcy ( psychiatrzy) dopiero w latach siedemdziesiątych XX wieku. I nie jest to choroba psychiczna! Tego nie można wyleczyć.

5. Czy któryś z bohaterów tej książki ma swoje prawdziwe odzwierciedlenie w osobach z Pani otoczenia lub osobach, które niegdyś Pani znała? Czy któraś z postaci posiada Pani cechy charakteru?
Znałam (wciąż znam) pierwowzór Majki – bohaterki mojej powieści – obracałyśmy się w jednym środowisku. Ona sprawiała wrażenie miłej, ale szarej myszki, a jej mąż brylował, był duszą towarzystwa. Zajmował wysokie stanowisko, mógł wiele załatwić i nigdy nie odmawiał, gdy się go o coś poprosiło. Moja przyjaciółka, która była bliżej z „Majką” (zostańmy przy tym literackim imieniu) w tajemnicy oświeciła mnie, w jak wyrafinowany sposób ten uroczy człowiek znęca się psychicznie nad żoną. Trudno było mi uwierzyć, ale od tej pory przyglądałam się im uważniej.
W książce pojawia się przyjaciółka Majki – Zosia i jej mąż Ryszard, którzy zapraszają znajomych na działkę pod Kielcami – wykorzystałam tu siebie i męża, ponieważ lubiliśmy zapraszać do naszej chałupy (na Mazowszu) przyjaciół wraz z ich przyjaciółmi. Tyle podobieństw – raczej obyczajowych, aniżeli charakterologicznych.

6. Który bohater tej powieści był najtrudniejszy do wykreowania i dlaczego?
Edward – ów tytułowy psychopata. Udało mi się skontaktować z „Majką” i ona bardzo chętnie opowiadała mi o swoim małżeństwie. Gdy ją pytałam, czy mogłaby powiedzieć o byłym mężu coś dobrego, bo przecież nikt nie jest do końca zły, ona po namyśle dorzucała jeszcze jedną jakąś koszmarną historię. A przecież kochał dzieci, nie znęcał się nad nimi, podpowiadałam, owszem, ale nie sądzę, by je kochał, ripostowała, dzieci były jego polisą ubezpieczeniową na przyszłość, był zbyt inteligentny, by ryzykować, że go odtrącą, gdy dorosną. Od „Majki” dostałam więc relację o koszmarze jakim jest życie codzienne z psychopatą (nie używam beztrosko tego określenia – psychopatia została stwierdzona u męża Majki przez psychiatrę), a o tym jak funkcjonuje mózg takiego osobnika, dowiedziałam się już z naukowych opracowań. Mówiąc najkrócej – psychopata to drapieżca na dwóch nogach, który po to żyje, żeby krzywdzić i poniżać innych.

7. Co jest najczęstszą przeszkodą w tym, by terroryzowana przez własnego męża kobieta go opuściła? Dlaczego trwa to latami, a czasem nigdy się nie kończy lub kończy śmiercią jednej z osób?
Przeszkoda jest bardzo prozaiczna – najczęściej ofiara nie ma gdzie uciec, a nawet jeśli spróbuje, to oprawca ją znajdzie i wymierzy karę. Dla psychopaty żona jest jego własnością, zdobyczą, której nie chce za żadne skarby utracić, a samo słowo „rozwód” stanowi groźbę takiej straty. Oto sprawa sprzed kilku lat z Łodzi – żona emerytowanego policjanta występuje o rozwód, a on, aby ją „ukarać”, odbiera dzieci z przedszkola, gdy ona jest w pracy i je dusi. Nie zabija jej lecz dzieci, żeby żyła i cierpiała. A więc pierwszy powód – ogromny strach – rzeczywisty, codzienny; drugi powód – kobieta żyjąc w nieustannym stresie, poddawana nieustannej tresurze, zaszczuta wpada w apatię, w psychiczne odrętwienie, wręcz otumanienie, ponieważ produkowany jest u ofiary w nadmiarze kortyzol – hormon stresu i wówczas mózg zaczyna fiksować, a nawet zostaje uszkodzony, więc nie potrafi racjonalnie myśleć. I po trzecie – nie może liczyć na pomoc ze strony państwa. Oglądamy zachodnie filmy i co widzimy? Jeśli kobieta zgłosi policji o przemocy, natychmiast przyjeżdżają i mężczyzna musi opuścić dom – zaznaczam jeszcze raz „musi” zanim sąd czegoś nie postanowi i nie wolno mu zbliżać się do kobiety. Tak jest w cywilizowanych krajach. A jak jest u nas? To kobieta musi uciekać i tułać się gdzieś z dziećmi, a dom, mieszkanie zostawia swojemu oprawcy. Ponad rok temu pełnomocnik rządu ds. równego traktowania Agnieszka Kozłowska – Rajewicz podpisała Konwencję Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i co? I nic. Leży sobie ta konwencja w jakimś biurku u premiera i do tej pory nie jest ratyfikowana, a więc nie obowiązuje. Prokurator, owszem, może zabronić zbliżać się oprawcy do ofiary, ale bardzo rzadko korzysta z takiej możliwości. Gdyby weszła w życie konwencja, prokurator musiałby zaznaczam musiałby wydać zakaz zbliżania się do ofiary, a nie postępować według własnego widzimisię.

8. Czy pracuje Pani obecnie nad jakąś książką? Jeśli tak, to proszę uchylić rąbka tajemnicy i coś o niej napisać.
Tak, tak, od dłuższego myśli moje krążą wokół Kaliny. Tym razem będzie to opowieść o młodej dziewczynie, której matka wyjeżdża do Anglii, by zarobić, a ona zostaje z dwójką młodszych braci i ojcem, który czując się porzuconym (żona na emigracji znajduje nową miłość i nie ma zamiaru wracać) zaczyna coraz mocniej popijać i wreszcie traci prawo jazdy, a jest z zawodu kierowcą. Taka to historia, a raczej jej początek.

9. Kto należy do Pani ulubionych pisarzy/poetów/dramaturgów?
Ograniczę się tylko do trzech nazwisk, by listy nie wydłużać na kilka stron.
Pisarze : Mario Vargas LLosa, Kurt Vonnegut, Herta Muller, Andriej Płatonow.
Poeci: Emily Dickenson, John Ashbery, Butler Yeats, Zbigniew Herbert
Dramaturdzy : Samuel Beckett, Thomas Bernhard, Sławomir Mrożek

10. Czy jest jakiś gatunek książek, których nie lubi Pani czytać? Jeśli tak, to z jakiego powodu?
Nie lubię fantasy i nie przepadam za science fiction – z dziwnego powodu, którego sama nie rozumiem – ten rodzaj literatury wprawia mnie w przygnębienie.

11. Czy ma Pani do przekazania jakieś motto, złotą radę bądź myśl dla swoich czytelników?

Oto moja złota rada;
Pisząc „Żonę…” musiałam zdobyć sporą wiedzę o psychopatach i pragnę się nią podzielić, by przestrzec dziewczyny przed wpadnięciem w sidła takiego osobnika. Mogą spać spokojnie tak zwane „księżniczki”, o narcystycznej naturze oraz dziewczyny z osobowością depresyjną. Psychopata nigdy też nie wybierze psychopatki.

Psychopata pragnie zawładnąć kobietą stabilną emocjonalnie, życzliwą, troskliwą, tolerancyjną, inteligentną, oddaną, o wysokim poziomie wytrzymałości na frustrację i wysokich standardach moralnych, która ma określony status społeczny, jest ambitna i toleruje pewną nieprzewidywalność w swoim życiu.

Co kobiety pociąga w psychopacie?
Jeszcze nigdy nie spotkała kogoś tak wspaniałego, sympatycznego, czarującego, inteligentnego. Ten wspaniały mężczyzna wygłasza interesujące opinie, ma rozległą wiedzę z różnych dziedzin, szybko robi karierę. Kobieta czuje się przy nim wspaniale, ponieważ potrafi ją przekonać, że jest absolutnie wyjątkowa. Uważajcie na takich!
Psychopata nie jest zwyczajnie sympatyczny, on jest NADZWYCZAJ SYMPATYCZNY i nie jest po prostu czarujący, on jest NADZWYCZAJ CZARUJĄCY. We wszystkim jest nadzwyczajny. Jeśli ktoś taki kręci się wokół was we wszystkim nadzwyczajny, uciekajcie od niego jak najdalej.

Taką myślą chciałabym podzielić się z Panią, Czytelniczkami i Czytelnikami –
Uważam, a nawet jestem przekonana, że Ci, którzy czytają, już wygrali – są lepsi, bogatsi, piękniejsi.

Co do motta – jestem przekonana, że każdy z czytających ten wywiad posiada gruby zeszyt z wypisanymi mottami, bo ja taki również posiadam. A moje osobiste jest bardzo nieatrakcyjne; trzeba wyznaczyć sobie cel i ciężko pracować, bardzo ciężko dzień za dniem. Wówczas cel nie jest już najważniejszy – sama praca przynosi radość i satysfakcję.

Pani Teresie serdecznie dziękuję za poświęcony mi czas i niezwykle ciekawe oraz wyczerpujące temat i zaspakajające moją ciekawość odpowiedzi. Życzę Pani wszystkiego, co najlepsze!
A Was, drodzy Czytelnicy zachęcam do poznania twórczości tej pisarki!

#376. Wywiad z pisarzem Przemysławem Borkowskim.

Już jakiś czas temu miałam okazję czytać najnowszą powieść Przemysława Borskowskiego – „Hotel Zaświat” [recenzja tutaj]. Zainteresowana tym, co ma do powiedzenia autor książki postanowiłam zadać mu kilka pytań.

Przemysław Borkowski urodził się 1971 roku w Olsztynie, jest twórcą kabaretowym, poetą i pisarzem. Współtworzy Kabaret Moralnego Niepokoju. Zainteresowanych Panem Przemysławem Borkowskim zapraszam na jego stronę – kabaretowy blog rysunkowy Na Temat. A teraz zapraszam do przeczytania krótkiego wywiadu :)

1. Dlaczego zdecydował się Pan pisać i publikować książki? Czy była to Pana własna decyzja, czy ktoś Pana do tego zachęcił?
Przemysław Borkowski: Tak naprawdę zawsze chciałem pisać, bo zawsze lubiłem też czytać. Gdy się lubi czytać, to prędzej czy później pojawia się myśl o własnej książce. Tym bardziej że prędzej czy później pojawia się również odczucie, że we wszystkich tych książkach, które czytamy, choć część z nich jest niewątpliwie wspaniała, nie ma tego czegoś, co tylko my moglibyśmy opisać.

2. Czy pracuje Pan obecnie nad jakąś książką? Jeśli tak, to proszę uchylić rąbka tajemnicy i coś o niej zdradzić?
Kończę właśnie pisać kolejną, trzecią powieść. Nosi ona roboczy tytuł „Melodramat” i jest tym właśnie – melodramatem. Dwie kobiety, mężczyzna i pewna tajemnica z przeszłości, która wpłynie na ich losy. Akcja dzieje się tym razem w Warszawie.

3. Pana najnowsza książka „Hotel Zaświat” to dla mnie był miks gatunkowy. Spodziewałam się duchów, a znalazłam morderstwo. Czy myślał Pan w ogóle o tym, by jakieś paranormalne postaci umieścić w książce?
W książce są moim zdaniem co najmniej dwie. Chłopiec, który pojawia się pod koniec, gdy bohater próbuje uciekać podziemnym korytarzem, nie jest postacią realną, choć wygląda jak prawdziwy chłopiec, którego poznajemy na początku. Kapitan umie się zaś zmieniać w niedźwiedzia . Nie powie mi Pani, że to normalne zjawisko. Ale rozumiem, skąd to pytanie. Wszystkie dziwne zjawiska opisane w mojej książce, ukazane są w taki sposób, że nie wiemy do końca, czy ta ich nierealność jest prawdziwa. Ale tak też jest w rzeczywistym świecie. Gdy ktoś widzi ducha, nigdy nie jest przecież pewien, czy mu się to nie wydaje.


4. Czy nazwiska bohaterów są im nadane celowo, by wyolbrzymić pewne cechy?
Niektóre tak. Główny bohater – Krzysztof Rozkroczny – ma niewątpliwie znaczące nazwisko, gdyż stoi niejako w rozkroku między swoim obecnym życiem, które mu się przecież podoba, a tym, co musiał porzucić i do czego tęskni. Podobnie Wrona. Wrona to bohater negatywny, a wrony to ptaki niezbyt sympatyczne.

5. Skąd pomysł na taki właśnie kryminał, a nie komedię skoro jest Pan członkiem Kabaretu Moralnego Niepokoju?
Nie powinno się przynosić roboty do domu. Ja też mam czasem ochotę odpocząć od śmiechu, choć śmiać się bardzo lubię. Zresztą moja poprzednia książka – „Opowieści Central Parku” była książką właśnie komediową, tam się już wyżyłem.

6. Dlaczego uważa Pan, że pisarzem zostaje się po opublikowaniu co najmniej 3 powieści? Dlaczego akurat ta cyfra?
To był oczywiście taki żart. Myślę, że pisarzem zostaje się wtedy, gdy uznają cię za niego czytelnicy. Można napisać więcej niż trzy książki, a pisarzem nie zostać. Z drugiej strony już po napisaniu pierwszej można zostać powszechnie uznanym za pisarza.

7. Co według Pana jest najtrudniejszą stroną pisania, a co tą najprzyjemniejszą?
Najprzyjemniejszą stroną pisania jest samo pisanie. Uwielbiam to. Uwielbiam zamknąć się w swoim pokoju, usiąść w fotelu, wypić mocną kawę i zacząć pisać. Najtrudniejsze jest zaś wszystko to, co następuje po umieszczeniu na ostatniej stronie słowa „koniec” – całe to sprawdzanie, redagowanie, zmienianie, szukanie wydawcy. Brrr.

8. Jak wygląda Pana zwykły dzień? Czy trudno jest pogodzić pracę z pisaniem?

I trudno i łatwo. Moja praca jest pod tym względem chyba idealna. W kabarecie nie chodzi się do pracy codziennie od ósmej do szesnastej. Wyjeżdża się na występy na dwa, trzy dni, a potem dwa, trzy dni ma się wolne. I przez te trzy wolne dni można pisać. Jeśli oczywiście nie wróciło się do domu o piątej rano ze Szczecina i nie ma się w głowie tylko waty.

9. Czy ma Pan jakąś radę, złotą myśl, przesłanie dla swoich czytelników?
Tak, mam jedną. Czytajcie polskich pisarzy, bo jest to jedyna rzecz, której nie zrobią za was Chińczycy.

Za udzielenie wywiadu serdecznie dziękuję Panu Przemysławowi Borkowskiemu, a Pani Marcie Czarneckiej z Wydawnictwa Oficynka za umożliwienie przeprowadzenia wywiadu :)

#331. Wywiad z pisarką Katarzyną Mlek.

„zdjęcie: MAGDALENA ŚWIERCZEK”

Jedna z nowości Oficynki, to książka Katarzyny Mlek „Zapomnij patrząc na słońce” (link do mojej recenzji TU ). Jest to jedna z lepszych polskich książek jakie ostatnio miałam okazję czytać, lecz nie jest to lektura łatwa, a dotykająca trudnych spraw. Po jej przeczytaniu zapragnęłam zadać kilka pytań autorce, jednocześnie przybliżając Wam jej osobę.
Zapraszam do przeczytania wywiadu :)

1. W Pani dorobku literackim znajdują się trzy całkowicie różne książki: powieść o pracy w korporacji informatycznej „Za firewallem”, tomik poezji „Zawodowa królowa” i książka, która ostatnio zdobywa wiele pozytywnych recenzji „Zapomnij patrząc na słońce”. Skąd ta różnorodność gatunkowa?
Katarzyna Mlek:Bierze się ona chyba z potrzeby dotarcia do jakieś idealnej formy. Jest też trochę wynikiem tego, co aktualnie dzieje się w moim życiu. Czasem to może trochę przypadek? Nie wiem. Staram się nie zamykać w jednym gatunku, tylko eksperymentować. Podobnie postępuję jako malarz – od realistycznych pejzaży po abstrakcyjne plamy. Szukam, aż znajdę.

2. Czy do pisania książek ktoś Panią zachęcał, czy była to Pani decyzja? Co przyczyniło się do tego, że zaczęła Pani pisać?
Zastanawiałam się długo nad odpowiedzią – pisaniem zajmuję się od bardzo dawna i ciężko było mi określić jakiś przełomowy moment, to czy mnie zachęcano, czy nie. Przypomniałam sobie jedno wydarzenie: kiedy babcia podarowała mi pamiętnik, taki z grubą, czarną okładką, liczący chyba z tysiąc pustych stron. Na froncie nadrukowano złotą czcionką „Silva rerum” – las rzeczy. Powiedziała mi, abym zapisywała to, co uznam za ważne. Pierwszy wpis dotyczył tego, jak ładnie posprzątałam w naszym dziecięcym pokoju, aż mi się chce z tego śmiać. Miałam wtedy może siedem lat… Potem strona po stronie pisałam dalej, zamieniwszy zapełnioną „Silvę” i inne notesy na komputer, cały czas w zgodzie z tym, co mówiła mi Zielona Tereska, jak nazywaliśmy babkę. „Pisz o tym, co dla ciebie ważne”. Pierwszą wersję mojej pierwszej książki, która jeszcze się nie ukazała, zatytułowałam ku jej pamięci „Las rzeczy”.

3. Czy ciężko jest wydać swoją pierwszą książkę?
Jestem emerytowanym sportowcem. Lata pracy na treningach i zawodach zahartowały mnie – żadnej sprawy nie uważam za trudną. Po prostu na niektóre rzeczy trzeba dłużej poczekać. Przegrać, aby potem wygrać.

4. Jak wygląda Pani zwykły dzień? Czym zajmuje się Pani na co dzień? Czy pogodzenie pisania z codziennymi obowiązkami bywa trudne?
Nie, to nie jest trudne. To jest tak, że po prostu muszę pisać, muszę to robić podobnie jak muszę pić czy jeść. Czas znajduje się sam.
Jak wygląda mój dzień? Banalnie. Mogę go określić jako „typowy dzień pracującej na pół etatu pani domu”. Nie ma o czym mówić. Pracuję do południa. Po południu zajmuję się synem, psem, domem. Sprzątam, gotuję, piorę, chodzę na spacery, jeżdżę na lekcje gry na pianinie, na treningi. Nic szczególnego, ale ja lubię tę nieszczególność. Najbardziej przepadam za układaniem puzzli. Nie znoszę prasowania i zmywania.

5. Co jest najtrudniejsze w pisaniu, a co jest najprzyjemniejszą stroną w tej pracy?
Moim zdaniem praca pisarza ma wyłącznie dobre strony. Nie widzę w niej nic trudnego. Proszę pomyśleć: wstaje Pani rano, pije kawę, a potem godzinami czyta przykładowo o luksusowych jachtach, które gdzieś tam występują w książce i wypadałoby zrobić jakieś badania na ten temat. Albo leży Pani na leżaku, pojadając czereśnie i zastanawia się, co dalej z bohaterami. Na co narzekać? Czasem dokucza mi ból kręgosłupa i nadgarstków, ale to naprawdę da się przeżyć. Poza tym same plusy.

6. Jaki główny cel przyświecał Pani, gdy pisała Pani książkę „Zapomnij patrząc na słońce”? Jakie reakcje chciała Pani wywołać w czytelnikach?
Nie zakładałam niczego poza tym, że nie będę narzucać nikomu interpretacji tekstu. Mniej więcej zarysowałam temat i pozostawiłam czytelnikowi miejsce. A teraz zbieram zaskakujące żniwo. Przykładowo wiele znanych mi kobiet pyta, czy one były pierwowzorem Sabiny. Pierwszych kilka pytań o to zaskoczyło mnie kompletnie, potem zrozumiałam, w czym rzecz. One czytają i po lekturze przyznają się do tego, mi się przyznają, że krzyczały na dzieci, że przyłożyły w łepetynę ścierką, że użyły zbyt mocnych słów. I pytają w związku z tym, czy ja piszę o nich, bo one nie chciały zrobić nic złego, po prostu, nerwy puściły. Tego się nie spodziewałam, ale jeżeli postać Sabiny skłania do refleksji zmierzającej do tego, że następnym razem ktoś zastanowi się zanim podniesie tę ścierkę, to wspaniale. Takich przykładów mogłabym podać jeszcze kilka. Myślę, że zrealizowałam swój cel – jest miejsce do refleksji.

7. Czy bohaterowie są wzorowani na jakichś bohaterach z Pani życia codziennego? Czy jest to w całości fikcja literacka?
W realnym świecie można znaleźć wiele odbić książki. Jestem typem wiernego słuchacza i z jakiegoś powodu ludzie chętnie mi się zwierzają. Mam podobno takie skłaniające do rozmowy oczy, nie wiem, nie mnie oceniać. Więc oni mówią, a ja słucham. Zapamiętuję. A potem splatam pieczołowicie wszystkie włókna, uważając, aby nikomu nie wyrządzić krzywdy – nigdy nie zdradzam pierwowzorów, osłaniam je jak mogę. Można powiedzieć, że każda z postaci w powieści jest jakby Frankensteinem, zszytym ze smutnych, nie marketingowych opowieści o losach zwykłych ludzi.

„zdjęcie: MAGDALENA ŚWIERCZEK”

8. Dlaczego akcja powieści rozgrywa się właśnie w „pachnących kapustą i ziemniakami Katowicach”? Naprawdę z takim zapachem kojarzą się Pani Katowice?
I Katowice, i Opole, i Częstochowa, i Bytom. „Tysiąclecia” są wszędzie, proszę wpisać w Google i zobaczy Pani, ile ich jest. Ja naliczyłam około trzydziestu. Na każdym z nich mieszkają Hanki. Na każdym jest kiepsko. Nie tylko w Katowicach – Katowice to tylko pretekst, chodziło mi o to, że ta beznadzieja jest wszędzie wokół nas. Na wyciągnięcie ręki.
Sam zapach… Proszę wybrać się do dużego bloku i powąchać. Być może poczuje to Pani. Mam wyjątkowo dobry węch, niczym pies. Więc czuję. Przez lata mieszkałam na blokowisku i znam tę woń. Lubię ją i jednocześnie mnie męczy.

9. Skąd w ogóle pomysł na napisanie tak szokującej, smutnej, ale zmuszającej do refleksji książki?
Chciałam zabrać głos w ważnych dla mnie sprawach, takich jak przemoc, bieda, brak perspektyw, cierpienie dzieci. To wszystko. Potrzebowałam po prostu powiedzieć to, co mam do powiedzenia w nadziei, że zostanę wysłuchana.

10. Czy spodziewała się Pani tak pozytywnego odzewu ze strony czytelników?
Nie, nie spodziewałam się. Jestem bardzo wdzięczna za każde dobre słowo. Kiedy przeczytałam pierwszą pozytywną recenzję, rozpłakałam się jak małe dziecko, tak wie Pani, z głębi duszy, a mam lat blisko czterdzieści i nieczułe serce z kamienia.

11. Czy pracuje Pani w tej chwili nad kolejną książką? Jeśli tak, to proszę uchylić rąbka tajemnicy i zdradzić coś o niej…
Pracuję… Nawet jestem na całkiem dobrej drodze. To będzie apokalipsa. Ale za tematem zagłady ukryję znowu ważne wątki społeczne. Pod symbolami pochowam jakieś pytania. Jak to ja.

12. Oglądałam Pani prace na internetowej galerii sztuki ( KLIKNIJ TUTAJ ) i bardzo mi się one podobały. Nie można zaprzeczyć, że ma Pani talent malarski. Co sprawiło, że postanowiła Pani prezentować swoje dzieła na stronie internetowej?
Przypadek. Ktoś zapytał mnie o obrazy i poprosił, abym je wystawiła na stronie, więc wystawiłam. Nie żałuję. Zgłosiłam też prace do kilku konkursów i mam nadzieję na wernisaż. Być może się uda. A jak się nie uda, to poczekam cierpliwie. Cierpliwości mi nie brak.

13. Kto należy do Pani ulubionych pisarzy/pisarek? Jakie książki najbardziej lubi Pani czytać?
Jestem wszystkożerna. I nienasycona. Czytam co popadnie, nie wybrzydzam, od każdego można się czegoś nauczyć. Widzi Pani, ja już nie pochłaniam książek jak czytelnik, ale jak pisarz. Można to porównać do wizyty w galerii malarstwa i podziwiania prac kolegów po fachu. Ulubieńcy? Atwood, Axelsson. To chyba dwa najważniejsze nazwiska.

14. Czy stara się Pani zarazić swoje dzieci pasją czytania?
Mam jedno dziecko, które czyta jak szalone i samo już w tej chwili pracuje nad własnym materiałem. Ma sześć lat i chce być pisarzem. Od czasu do czasu zmienia zdanie i chce być malarzem. Niech szuka – to najfajniejsza część życia.

15. Jaką złotą myśl, radę, wskazówkę mogłaby Pani przekazać swoim czytelnikom?
Każdego dnia zrób jeden krok, nawet niewielki, ale taki, który będzie prowadził do twojego celu, w kierunku realizacji marzenia. Każdego dnia jeden. Dzień po dniu.

Za udzielenie wywiadu serdecznie dziękuję Pani Katarzynie Mlek a Pani Marcie Czarneckiej z Wydawnictwa Oficynka za pozwolenie na działanie :)

#327. Wywiad z pisarką Magdaleną Witkiewicz.

Niedawno miałam okazję czytać książkę Magdaleny Witkiewicz „Ballada o ciotce Matyldzie”. Po tym jakże pozytywnym i udanym spotkaniu z twórczością pani Magdaleny, postanowiłam przeprowadzić z nią internetowy wywiad, by przybliżyć Wam sylwetkę tej wszechstronnej, utalentowanej kobiety, matki, pisarki :) Zapraszam do czytania!

1. Co spowodowało, że postanowiła Pani zacząć pisać? Czy była to Pani własna decyzja, czy może ktoś Panią do tego zachęcił?
Magdalena Witkiewicz: Zawsze lubiłam pisać. Kiedyś były takie „Kalendarze Szalonego Małolata” – w nich pisałam pamiętnik i tam też wklejałam różnorakie zdjęcia i ważne dla mnie rzeczy. Potem pisałam blog. Bardzo długo. Chyba z 7 lat to trwało. A potem wpadłam na pomysł by opisać pewną historię. Zaczęłam i wkleiłam na pewne forum Internetowe – wszystkim się podobało. Potem wysłałam mojej mamie. A ona się mnie pyta – kto to napisał. Ja mówię, że ja… A mama „Dziecko, to ty tak umiesz pisać?”. No i się zaczęło. Jeszcze nie miałam skończonego „Milaczka”, a już wysłałam go do wydawnictw i już Milaczek spotkał się z ich zainteresowaniem. Zatem MUSIAŁAM pisać. Nikt mnie nie zachęcał, nie znałam nikogo w branży. I wydawało mi się, że normalni ludzie nie piszą książek. No… Może coś w tym jest :)

2. Czy czuje się Pani spełniona zawodowo jako pisarka i marketer?
Nie wiem. Spełniona zawodowo… Myślę, że najlepsze przede mną;) Czuję się spełniona jako mama.

3. Z czego czerpie Pani inspirację do pisania książek?
Z życia. Ze słów, zwrotów które usłyszę. Czasem ktoś mi opowie fantastyczną historię. Czasem jadę samochodem i przeleci mi myśl przez głowę…

4. Czy któraś z postaci przedstawionych w książce „Ballada o ciotce Matyldzie” jest wzorowana na kimś z Pani otoczenia?
Ciotka Matylda jest złożona z 4 ważnych dla mnie osób. Faktycznie miałam takie babcie i ciocie, mieszkały w Nowym Mieście Lubawskim… Każda z nich była inna. Pozbierałam ich najfajniejsze cechy, dodałam swoje i powstała ciotka Matylda. Ta książka jest im zadedykowana. Mam nadzieję, że też siedzą wszystkie cztery gdzieś u góry, na chmurce i mi kibicują. W pisaniu i nie tylko.

5. Czy któreś z przedstawionych w książce opinii należą do Pani własnych (przykładowo: facet powinien spędzić czas na oddziale położniczym, gdy brak mu emocji; trwały jest egoizm nie uczucia mężczyzny; gdy o czymś bardzo marzymy, to zawsze to osiągamy?)

Każda książka jest trochę mną… Wierzę, że marzenia się spełniają, jeżeli trochę im w tym pomożemy. A ten fragment o oddziale położniczym napisałam w swoich notatkach, gdy wyszłam ze szpitala z małą Lilką. Coś w tym jest :)

6. Z którą z postaci ze swoich książek utożsamia się Pani najbardziej? Czy jest w ogóle taka postać?
Chyba nie ma. Chyba się nie utożsamiam. Chociaż może czasem jestem taka ciamciaramcia jak Milena :) Ale się staram.

7. Praca nad którą książką należała do najłatwiejszych, a nad którą do najtrudniejszych?
Najłatwiej było napisać Milaczka i Opowieść Niewiernej. Same się pisały. Najtrudniej było z Pannami Roztropnymi. To była druga książka i przecież musiałam sobie udowodnić, że umiem pisać. Bardzo było trudno.

8. Czy pracuje Pani obecnie nad jakąś książką? Jeśli tak, to czy może Pani uchylić rąbka tajemnicy i coś o niej zdradzić swoim czytelniczkom?

Teraz mam bogate plany :) Piszę „Zamek z piasku” – opowieść o miłości oczywiście, ale tam też będzie poruszony trudny temat – pary, która stara się o dziecko i im to nie wychodzi… Będzie miłość, będą rozstania, może powroty, namiętność, pożądanie… Łzy i szczęście. Książka będzie już w październiku.

9. Jak wygląda Pani zwykły dzień, a jak wygląda dzień, gdy jest Pani w „szale pisania” :) ?
Nie ma szału pisania, gdy się ma dwoje dzieci.:) Rano wstajemy, najpóźniej jak się da, bo jesteśmy śpiochami. Lila się ubiera, sama sobie już doskonale dobiera ciuchy – ma niesamowite wyczucie co do czego pasuje, Matewka się już też sam ubiera (wreszcie), Ja też chwilę pokręcę się wokół siebie, wsiadamy w samochód i jedziemy do przedszkola. Potem pędzę do pracy. O 16 kończę i jadę po dzieciaki. Spędzamy czas razem, około 20 chodzą spać i wtedy staję się pisarką. Chociaż ostatnio jestem tak zmęczona, że nie wiem, jak ja „Zamek z piasku” napiszę… Ostatnio postanowiłam pracować na pół etatu. Mam czwartki i piątki wolne, bo nie ogarniam… W piątek chodzę na basen. I tak normalnie jest. W weekendy mamy czas na działkę, gdzie mój mąż uprawia warzywa. Ja też się staram, ale się trochę lenię, bo wolę siedzieć tam i wąchać las. :)

10. Kto należy do Pani ulubionych pisarzy/pisarek? Jakie książki najbardziej lubi Pani czytać?
Uwielbiam sensacje. Moim guru jest Stephen King. Lubię Sheldona, Cobena… Ale też czytam polskie autorki – bo w większości to moje koleżanki. Ale gdy się tak zagłodzę swoimi romansami to potrzebuję dla równowagi psychicznej coś mocniejszego :) King jest znakomity.

11. Czy stara się Pani zarazić swoje dzieci miłością do czytania?
Oczywiście! Lila ma 6 lat, już czyta pojedyncze słowa, Matewka lubi oglądać książeczki. Nawet mamie pomagają, proszę zobaczyć! http://www.youtube.com/watch?v=MR2kJUtThnw

12. Jaką radę, wskazówkę lub złotą myśl może przekazać Pani swoim czytelniczkom?
Pamiętajcie, marzenia się spełniają – trzeba tylko trochę życiu pomóc. Napisałam kiedyś piosenkę do Szkoły żon. Koleżanka pisze melodię. Może się uda… Ale w piosence jest wszystko…

Jest takie miejsce, gdzieś w środku lasu,
Gdzie zmysły panują nad tobą
Gdzie każda kobieta, taka jak ty
Może być po prostu sobą…

Ref.
Tam zaprzyjaźnisz się sama ze sobą,
Tam poznasz dokładnie siebie
Bo jeśli sama siebie nie kochasz,
To czy ktoś pokocha Ciebie?

Gdzie dotyk panuje, wiatr czule cię głaszcze
Jak smyczek struny swych skrzypiec
Jest takie miejsce, gdzieś niedaleko,
Ty też tam możesz uciec…

Ref.
Tam zaprzyjaźnisz się sama ze sobą,
Tam poznasz dokładnie siebie
Bo jeśli sama siebie nie kochasz,
To czy ktoś pokocha Ciebie?

Radość jest w tobie, piękno masz w oczach
Powtarzaj to sobie co rano
Uwierz w swą siłę, magię swych działań
A szczęście cię znajdzie samo…

#293. Wywiad z Olgą Rudnicką.

Dziś, tak jak zapowiadałam parę dni temu, mam zaszczyt zaprezentować Wam mój wywiad z polską pisarką Olgą Rudnicką. Uwielbiam czytać jej książki i to było głównym powodem, dla którego postanowiłam przeprowadzić z Panią Olgą krótki wywiad.

source: facebook.pl

Olga Rudnicka – urodzona w 1988, absolwentka Pedagogiki w Wyższej Szkole Komunikacji i Zarządzania w Poznaniu o specjalizacji Doradztwo zawodowe i personalne; studentka II – ego roku Edukacji i rehabilitacji osób z niepełnosprawnością intelektualną na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu (studia II – ego stopnia);autorka powieści kryminalnych „Martwe jezioro”, „Czy ten rudy kot to pies?”, „Zacisze 13”, „Zacisze 13. Powrót”, „Lilith”, „Natalii 5”, „Cichy wielbiciel”, „Drugi przekręt Natalii”. Pracuje jako asystent osoby niepełnosprawnej w Polskim Komitecie Pomocy Społecznej w Śremie. Kocha jazdę konną i rytmy latynoamerykańskie, zwłaszcza salsę. Trenuje ju- jitsu. Namiętnie czyta Joannę Chmielewską, Stephena Kinga, Joe Hilla, Tess Gerritssen i Jeffery’ego Deavera. (nota zapożyczona z bloga pisarki -> http://rudnickaolga.pl/ )

JA: Co skłoniło Panią do podjęcia decyzji o pisaniu? Czy była to osobista decyzja, czy może ktoś Panią do tego zachęcił?
Olga Rudnicka: Zachęciły mnie własne sny. Codziennie je spisywałam, w pewnym momencie zaczynałam je „ubarwiać”. Potem powstawały różne opowiadania, a pewnego dnia „Martwe jezioro”.

Co uważa Pani za najtrudniejszą stronę bycia pisarką, a co za najłatwiejszą i najmilszą?
Najtrudniejszym momentem jest pustka w głowie. Kiedy człowiek chce, ale nie może. Taki przestój może trwać nawet kilka tygodni, co mnie bardzo irytuje. Najmilszym momentem jest efekt końcowy. Kiedy książka zostaje zatwierdzona przez Wydawcę i oczywiście pierwsze recenzje, jeśli są pozytywne ;-)

Czy ciężko jest Pani pogodzić pracę zawodową z pisaniem?
Zdecydowanie tak. Brakuje czasu i czasami siły. Zdarza się, że odstawiam wszystko na bok, żeby trochę poleniuchować, jednak od razu dopadają mnie wyrzuty sumienia i znów wciągam się w wir „pracy”. Niestety nie mam czasu na inne przyjemności np. ju jitsu – sztuka walki którą pokochałam jakiś czas temu. Podziwiam innych autorów, którzy pracują, mają małe dzieci, piszą, jak oni to robią???

Czytając Pani książki czytelnik zapomina o Bożym świecie. Wydaje się, jakby pisanie przychodziło Pani naprawdę łatwo. Czy praca nad książką jest ciężką pracą? Jak wspomina Pani pracę nad swoimi książkami – „Martwe jezioro”, „Czy ten rudy kot to pies?”, „Zacisze 13”, „Zacisze 13. Powrót”, „Lilith”, „Natalii 5”, „Cichy wielbiciel”, „Drugi przekręt Natalii”?
Pisanie to moja pasja. Jednak bywa ciężką pracą. Nie posiadam wiedzy jaką bym chciała, sporo czasu zajmuje mi wyszukiwanie potrzebnych informacji. Dodatkowo bohaterowie płatają mi figle. Kiedy chcę wpleść wątek, to „niektórzy” mi na to nie pozwalają. Każda postać ma swój charakterek i w pewnym momencie to oni „mówią” co mam robić, a nie odwrotnie ;-)

Olga Rudnicka

Którą z tych książek traktuje Pani jak swoją największą perełkę i największy sukces?
Najbardziej pokochałam Natalie. Czuję się fantastycznie w ich towarzystwie i podczas pisania dobrze się bawiłam. Jestem z nich dumna i bardzo się cieszę, że Czytelnicy reagują na nie tak samo pozytywnie jak ja :)

Co stanowi dla Pani, jako dla pisarki główną inspirację i natchnienie? Skąd czerpie Pani swoje pomysły na książki?
Na to pytanie nie ma odpowiedzi. Mam wrażenie, że to we mnie tkwi. Pomysły wpadają przy najbardziej prozaicznych czynnościach takich jak sprzątanie, czy podczas czekania w kolejce. Dobrze na mnie wpływa podróżowanie pociągiem. Często jest to spora odległość, niezbyt wygodne warunki, więc jeśli mam ochotę kogoś zabić to robię to w swojej wyobraźni.

Czy bohaterowie z powieści o Nataliach są wzorowani na jakichś z Pani otoczenia?
Staram się uciekać od rzeczywistości, ale nie zawsze mi to wychodzi. Natalia, to moja przyjaciółka, która jest dla mnie jak siostra. Ale splot cech to fikcja. Mam nadzieję, że takie kobiety nie istnieją ;-)

Która z Natalii jest Pani ulubienicą?
Nie mam ulubionej Natalii, w każdej jest coś co uwielbiam!

Czy utożsamia się Pani z którymś z bohaterów ze swoich książek?
Zdecydowanie nie :)

Czy można spodziewać się kontynuacji przygód przyrodnich sióstr?
To moja słodka tajemnica :)

Czy pracuje Pani obecnie nad jakąś książką? Jeśli tak, proszę uchylić rąbka tajemnicy i zdradzić kilka szczegółów…
O tak, pracuję i to bardzo intensywnie. Jestem w trakcie pisania pracy magisterskiej :)

Jak wygląda Pani zwykły dzień?
Kiedy zadzwoni budzik płaczę, że żyję. Lubię pisać nocami, więc poranki są okrutne. W ciągu dnia pracuję jako asystent osób niepełnosprawnych. Wracam do domu do mojego psa i kocura, którym muszę poświęcić czas na pieszczoty :) Niekiedy przejażdżka konna. Obowiązki, obowiązki, obowiązki. A wieczorem… skok w inną rzeczywistość. Zaczynam pisać. :)

Pani Oldze serdecznie dziękuję za poświęcenie mi swojego czasu i udzielenie mi wywiadu. Osobiście z niecierpliwością wyczekują kolejnej książki spod pióra tej pisarki… a i mam nadzieję, że zachęciłam Was do bliższego poznania twórczości Olgi Rudnickiej :)

#289. Wywiad z Magdaleną Skopek.

„Dobra krew”

Magdalena Skopek jest z zamiłowania podróżniczką i fotografem. Swoją pierwszą książkę wydała nakładem Wydawnictwa Naukowego PWN – „DOBRA KREW”. Po przeczytaniu książki bardzo chciałam bliżej poznać autorkę. Teraz mogę zaprezentować Wam krótki wywiad i zachęcić do przeczytania książki.

JA: Skąd u Pani taka wielka miłość do podróżowania?
Magdalena Skopek: Naprawdę nie potrafię odpowiedzieć skąd się to bierze, tym bardziej, że tak naprawdę jeździć po świecie – takim bardziej odległym – zaczęłam dosyć późno i, można powiedzieć, trochę przez przypadek. Ale zraziłam się tym natychmiast po przekroczeniu granicy z Białorusią i raczej jest to choroba nieuleczalna. Fascynacja światem po prostu jest w człowieku: nie można się jej nauczyć, ale nie można się jej też pozbyć. To jest ciekawość i chęć poznania świata. Pięknie to ujął Ryszard Kapuściński:
Żyjąc jesteśmy otoczeni mnóstwem niedostępnych gołym okiem światów, o których istnieniu nawet nie wiemy i do których najprawdopodobniej nigdy nie dotrzemy. Nasza wyobraźnia jest zbyt uboga, nasza intuicja zbyt zawodna, a wiedza cząstkowa i ograniczona. Toteż najczęściej nie jesteśmy świadomi, że, przynajmniej teoretycznie, mogliśmy poznać wiele bogactw i niezwykłości istniejących w zasięgu naszej ręki. Tyle że chęć takiego poznania mają tylko nieliczni, jest to przygoda uprawiana przez niewielu, namiętność, która rzadko pojawia się w człowieku.

Dlaczego wybiera Pani miejsca, które są tak niespotykane jako miejsca do wybrania się na wakacje?
Bo miejsca, które generalnie uznawane są za dobre wakacyjne destynacje z reguły mnie bardzo szybko nudzą. A najszybciej nudzi mnie drink z parasolką pod palmą na plaży. Ja muszę być w ruchu. Poza tym nie szukam wygody i przyjemności. Szukam czegoś, co mnie wciągnie i zafascynuje. I nie ma reguły: coś fascynującego może być zarówno na ulicy obok jak i na drugim końcu świata. Regułą jest to, że trzeba być otwartym na drugiego człowieka.

Czym są dla Pani podróże?
Są poznawaniem siebie i świata. Są moją wielką pasją i inspiracją. I dobrą okazją do fotografowania.

Co jest dla Pani najważniejsze w podróżowaniu?
Poznanie.

Czy nauczyła się Pani czegoś podczas podróży w odległe miejsca?
Jeżeli nic się nie wynosi z wyjazdu, to ten wyjazd według mnie tak naprawdę nie miał sensu. Tyle, że to, czy cokolwiek wynosimy z podróży zależy tylko od nas. I, tak jak już powiedziałam, nie ma wielkiego znaczenia, czy miejsce jest odległe, czy też nie. Żeby jechać, trzeba być otwartym na inność. A „egzotyczna” podróż uczy, że my też dla kogoś jesteśmy inni i egzotyczni. To takie wprowadzenie do tolerancji.

Magdalena Skopek

Nawiązując do Pani książki „Dobra krew. W krainie reniferów, bogów i ludzi”, która miała swoją premierę 19 września, jak wspomina Pani pracę nad nią?
Wielką przyjemnością był powrót do wspomnień i do tych niesamowitych przeżyć z tundry. Ponieważ nigdy nie pisałam nic tak długiego, a ostatni literacki popis to matura z języka polskiego, to na początku było ciężko. Myślę, że dużo się nauczyłam, widzę swoje błędy (a przynajmniej część) i w przyszłości powinno być już łatwiej i, mam nadzieję, lepiej.

Ponieważ w książce pojawia się wiele wspaniałych fotografii wykonanych przez Panią, czy miała Pani problem z ich wyborem do książki?
Miałam o tyle problem, że ja wyobrażałam sobie tę książkę z dużo mniejszą ilością zdjęć, natomiast wydawnictwo miało zupełnie inną wizję. Trochę siłą ze mnie te zdjęcia wyciągali!

Czy spodziewała się Pani, że książka zyska tak wiele pozytywnych recenzji czytelników?
Nie spodziewałam się tak naprawdę niczego (trochę na wszelki wypadek!), ale miałam ogromną nadzieję, że książka będzie interesująca i pokaże coś, czego na co dzień nie widzimy. Bardzo się cieszę, że dużo osób chce się czegoś o Nieńcach dowiedzieć. To niesamowici ludzie, bardzo wiele im zawdzięczam.

Jak wygląda Pani zwykły dzień?
To zależy, czy jestem w jamalskiej tundrze, czy w Pradze ;-)

Jakie miejsca planuje Pani odwiedzić w najbliższej przyszłości?
W tundrę bardzo mnie ciągnie, więc pewnie północna Syberia nie będzie na mnie długo czekać. I o nomadach na pustyni dużo ostatnio myślę…

Pani Magdalenie serdecznie dziękuję za udzielenie mi odpowiedzi na moje pytania. Wydawnictwu PWN dziękuję za umożliwienie mi kontaktu z Autorką, a Wam serdecznie polecam książkę „DOBRA KREW”!

#260. Wywiad z pisarzem Jackiem Getnerem.

Postanowiłam wrócić do mojej nadzwyczajnej formy – blogowych wywiadów. W najbliższym czasie ukaże się jeszcze jeden. Dziś natomiast mam przyjemność przybliżyć wszystkim Czytelnikom mojego bloga postać Pana Jacka Getnera. Tak jak pisałam w swojej recenzji: Jacek Getner przerwał studia i zaczął pracować jako copywriter, pisał scenariusze reklam telewizyjnych i radiowych. Został scenarzystą znanego, polskiego sitcomu „Daleko od noszy” i serialu komediowego „Ale się kręci”, a obecnie pisze scenariusz do serialu typu docucrime „Malanowski & Partnerzy”. Jacek Getner pisze również wiersze, libretta musicali a także książki. Był wielokrotnie nagradzany. „Dajcie mi jednego z was” to jedna z jego książek, która miała debiut na blogu autora (www.jacekgetner3.blog.onet.pl). Wszystkich zainteresowanych książką „Dajcie mi jednego z Waszapraszam do przeczytania recenzji.

JA: Skąd u Pana taka wielka pasja do pisania i tworzenia?
Jacek Getner: Z przyjemności, jaką daję mi pisanie. Zresztą, gdybym nie miał tej pasji i pisał jedynie z wyrachowania, dla zarobkowania, to powinienem jak najszybciej przestać to robić, bo nie miałbym szans napisać niczego godnego uwagi.

Dlaczego postanowił Pan pisać? Czy ktoś Pana do tego zachęcił, czy była to osobista decyzja?
Pisanie zacząłem od wierszy. A wiersze zaczynają się zwykle od miłości. Dalej już jakoś poszło.

Czym jest dla Pana pisanie? Pracą, czy hobby?
Od dawien dawna pisanie to dla mnie praca. Zaczynałem ją jako copywriter w agencjach reklamowych, potem zacząłem pisanie scenariuszy telewizyjnych, opowiadań do pism kobiecych, sztuk teatralnych. Ale oprócz tego, że pisanie jest dla mnie pracą, jest także radosnym hobby i prawie zawsze zasiadam do tej pracy z ogromną radością. Dlatego też zgadzam się z opinią, którą kiedyś usłyszałem, że najlepsza praca to dobrze płatne hobby.

Co jest najtrudniejszym aspektem pracy pisarza?

Myślę, że najtrudniejszy jest początek. Jest jakiś pomysł, jest jakiś zarys w głowie, ale jeszcze wszystko jest nie na swoim miejscu, nic do siebie na razie nie pasuje. Wtedy pojawia się panika, czy ja nie tracę czasu pisząc coś, co i tak mi nie wyjdzie? A jeśli to praca zlecona, panika jest podwójna, bo podpisało się umowę, ktoś czasem dał już zaliczkę, a tu nic się nie klei. Potem jednak prawie zawsze przychodzi uspokojenie. I niby człowiek to wie, ale zasiadając do zupełnie nowej rzeczy wciąż się stresuje.

Jacek Getner

Jeśli nie zajmowałby się Pan pisaniem, co robiłby Pan w życiu?
Łowieniem ryb i zbieraniem grzybów. O ile byłbym w stanie zarobić tym na rodzinę:)

Jakie książki lubi Pan czytać? Czy również są to w dużej mierze kryminały?
Lubię przede wszystkim książki epickie, posiadające jakiś taki oddech wielkiej, wielowymiarowej i wielowątkowej opowieści z prawdziwą historią w tle. A kryminały też bardzo lubię, szczególnie te z okresu PRL-u, ale to wynika nie z ich jakości (bo ta jest zwykle marna) ale z mojego zainteresowania historią współczesna. A w peerelowskich kryminałach autorzy sprzedawali bardzo wiele ciekawych szczegółów, nieobecnych w innych książkach. Choć od razu było wiadomo, że mordercą/złodziejem/bandytą jest przedstawiciel tzw.: „prywatnej inicjatywy” to nie przeszkadza mi to w lekturze. Dodam jednak, że bywały wyjątki, takie jak Barbara Gordon, której książki posiadają suspensy jakich nie powstydziłyby się kryminały anglosaskie, będące pod tym względem wzorem.

Co jest dla Pani najtrudniejsze podczas zbierania materiałów i pisania książki? A co jest najłatwiejszą i najprzyjemniejszą częścią pisania?
Zwykle nie zbieram materiałów do książki, bo najczęściej bazuje na wiedzy zdobywanej wcześniej, potem tylko w razie potrzeby uzupełnianej. W pisanie najtrudniejsze są dla mnie „didaskalia” czyli opisy. Zwykle zostawiam sobie je na koniec, gdy już mam wszystko gotowe. W tym nielubieniu nie chodzi o to, że sprawiają mi one techniczną trudność, ale że nie pozwalają mi zbyt szybko rozwijać akcji, przechodzić do kolejnych wątków. A najbardziej lubię dialogi i w nich czuje się najpewniej.

Czy utożsamia się Pan z którymś z bohaterów swoich książek?
Napisałem koło setki krótki opowiadań (które ukazały się częściowo w dwóch zbiorach). Ich narrator, to taki ja w 99%, z minimalnym tylko dodatkiem czegoś jeszcze. Ale w wielu bohaterach staram się włożyć część siebie, tylko udział mnie w nich jest znacznie mniejszy niż w opowiadaniach.

Ponieważ wielu osobom nasunęło się porównanie fabuły „Dajcie mi jednego z was” do serii amerykańskich filmów grozy „Piła”, proszę powiedzieć, czy jest to dobre porównanie?

Zapewne jest ono właściwie, bo z tego co się orientuję ( sam akurat tych filmów nie oglądałem) jest tam podobny motyw zaczepienia fabularnego. Ale kiedy pisałem książkę (a była to połowa lat dziewięćdziesiątych) filmów tych jeszcze nie było. Dlatego raczej nawiązywałem, i dałem temu wyraz wprost w treści, do „Wizyty starszej pani” Durenmata.

Czy można w najbliższym czasie spodziewać się jakiejś nowej książki? Jeśli tak, to proszę uchylić rąbka tajemnicy.
Obecnie skończyłem pracę nad książką o przygodach genialnego detektywa znad Wisły. Kogoś na kształt Sherlocka Holmesa i Herculesa Poirot, ze szczyptą łobuzerskiego uroku porucznika Borewicza i irytującym charakter doktora House’a. Na dzień dzisiejszy mam zaprojektowanych czternaście książek, w każdej z nich mój bohater będzie rozwiązywał trzy zagadki. Pewnie bardziej niż kryminał czy też powieść detektywistyczna, będzie to lekki pastisz gatunku. Pod wierzchnią warstwą ukryję jednak sporo ciekawostek, które mam nadzieje sprawią przyjemność nie tylko miłośnikom gatunku. Ale osią akcji będzie zawsze zagadka, mniej lub bardziej, kryminalna

Co lubi Pan robić w wolny czasie? Jak wygląda Pana zwykły dzień?
Mój zwykły dzień to pisanie:) Ale kiedy skończę już pisać, to najważniejsza jest dla mnie moja rodzina i możliwość spędzenia z nią jak największej ilości czasu.

Panu Jackowi serdecznie dziękuję za poświęcony mi czas oraz za udzielenie wyczerpujących odpowiedzi na moje dociekliwe pytania :)

#227. Wywiad z pisarzem Stefanem Dardą.

Ostatnio, natchniona recenzjami Natuli, która też pomogła mi przy tworzeniu paru pytań (dziękuję!!) oraz wiadomością, że jedno z opowiadań Stefana Dardy („Spójrz na to z drugiej strony”) jest nominowane do Nagrody Zajdla postanowiłam moim czytelnikom przybliżyć postać znanego, polskiego pisarza książek grozy. Ciekawskich zapraszam również na stronę autorską pisarza -> KLIKNIJ TU. A teraz zapraszam do przeczytania mojego wywiadu.

JA: Co skłoniło Pana do obrania takiej, a nie innej drogi kariery, dlaczego zaczął Pan pisać? Czy była to osobista decyzja, a może ktoś Pana do tego zachęcił?
Stefan Darda: Zacząłem od pisania poezji i była to decyzja chwili. Później postanowiłem napisać coś prozą i okazało się, że te pierwsze próby spotkały się z pozytywnym odzewem internautów na jednym z portali artystycznych, co zachęciło mnie do kontynuowania pracy nad moją debiutancką powieścią – „Domem na wyrębach”. Z perspektywy czasu mogę z przekonaniem stwierdzić, że próby te były receptą na ogarniającą mnie szarzyznę dnia codziennego, próbą samorealizacji na kolejnym (po działalności muzycznej w czasie studiów) polu aktywności artystycznej.

Co uważa Pan za najtrudniejszą stronę pisania i bycia pisarzem, a co za najłatwiejszą i najmilszą? Czy pisanie książek to ciężka praca?
Pisanie jest zajęciem niezwykle wymagającym, ale też dającym wielką satysfakcję. Najtrudniejsza jest chyba świadomość, że są osoby, które czekają na kolejną książkę i związana z tym wewnętrzna presja, by ich nie zawieść. Najbardziej przyjemne są spotkania z Czytelnikami, którzy wysyłają sygnały, że to co robię spotyka się z pozytywnym odbiorem i wiadomości mailowe, w których wiele osób informuje mnie o pozytywnym odbiorze moich książek, z niecierpliwością pytając o kolejne.

Dlaczego wybrał Pan akurat ten gatunek jako swoją „specjalizację”, a nie np. powieści obyczajowe, czy kryminały, tylko właśnie powieści grozy, horrory?
W moich powieściach łatwo jest wyczuć fascynację polską kulturą ludową. Ta fascynacja jest niewątpliwie związana z działalnością muzyczną w „Orkiestrze św. Mikołaja”. Wizyty w miejscach zapomnianych przez ludzi i czas były kamieniem milowym w moim postrzeganiu świata. Swoją cegiełkę dorzucił też Stephen King i jego umiejętność kreowania obrazu za pomocą słów. Pewnego razu pomyślałem, że też bym tak chciał i stąd moje pierwsze kroki na niwie literatury grozy.

„Stefan Darda”

Skąd czerpie Pan swoje pomysły? Co stanowi Pana inspirację, natchnienie?
Nie ma prostego wzoru na pomysł. Inspiracją może być wszystko; na przykład w przypadku cyklu powieściowego „Czarny Wygon” była to podróż mroczną, roztoczańską drogą w okresie wielkanocnym i pytanie „co by było gdyby?”. Wielkim wyzwaniem dla autora jest umiejętność oddzielenia dobrych pomysłów od kiepskich. Mam nadzieję, że udało mi się ją w sobie przynajmniej w jakimś stopniu wykształcić.

Skąd pomysł na tak przerażającą postać Anielki? (chyba żadna bohaterka nie straszy tak skutecznie)
Anielka Komisarczuk jest wytworem mojej wyobraźni i prawdopodobnie tak bardzo straszy dlatego, że mamy do czynienia z kontrastem pomiędzy niewinną powierzchownością małej dziewczynki, a tym, co ona w sobie zawiera, czyli ze złem w czystej postaci. Takie kontrasty, jak sądzę, działają na podświadomość Czytelnika.

Czy bohaterowie Pańskich powieści np. Hubert, przyjaciel Marka Leśniewskiego, mają swoich prawdziwych odpowiedników?
To dla mnie wielki powód do dumy, że Czytelnicy podświadomie zakładają istnienie odpowiedników moich literackich postaci. Spotykam się wręcz nagminnie z pytaniami typu: „Kto jest pierwowzorem postaci Huberta Kosmali?”. Takich pierwowzorów przeważnie po prostu nie ma. Niemniej jednak z całą pewnością niektórzy z bohaterów moich powieści są wypadkową znanych mi osób. W większości przypadków nie potrafię (i to chyba dobrze) wskazać jednoznacznie osób, będących inspiracją do kreacji bohaterów występujących w moich książkach.

Czy utożsamia się Pan z którymś z bohaterów Pańskich powieści?
Marek Leśniewski – główny bohater „Domu na wyrębach”, ma pasje i zainteresowania podobne do moich, jednak bardzo wiele też nas różni, więc o jakimkolwiek utożsamianiu trudno mówić.

Skoro porusza się Pan w temacie duchów i upiorów czy jest w stanie coś Pana przestraszyć? I jeśli tak, to co jest? Czy obawia się Pan bardziej zjaw, czy może ludzi?
Agresja zjaw i upiorów musi być czymś spowodowana, natomiast agresja ze strony ludzi może nas spotkać bez żadnej konkretnej przyczyny. To oczywiste, że ludzie mogą być najbardziej przerażającymi spośród otaczających nas straszydeł.

Co sprawiło Panu największą trudność w pisaniu cyklu „Czarny Wygon”?
Cykl „Czarny Wygon” jest osadzony w konkretnym miejscu, na Roztoczu. Pisząc jego poszczególne części zdarza mi się mieć zbyt małą wiedzę o potrzebnych mi miejscach, więc wtedy wsiadam w samochód i jadę. Trochę daleko, ale taka wiedza jest dla autora bezcenna. Najlepszym przykładem jest lokalizacja i wygląd Domu Pomocy Społecznej w Krasnobrodzie. Mogłem pisać dalsze partie historii dopiero po tym, gdy pojawiłem się tam (około 150 kilometrów w jedną stronę) i zobaczyłem na własne oczy ostatnie miejsce pobytu mojej powieściowej Heleny Trześniowskiej.

Czego mogą się spodziewać czytelnicy po „Bisach”? Jaki będzie ten 3 tom? I kiedy można się go spodziewać w sprzedaży?
To będzie powieść inna, niż poprzednie, ponieważ akcja trzeciego tomu „Czarnego Wygonu” rozgrywać się będzie w przeciągu zaledwie tygodnia. To dla mnie wielkie wyzwanie i, nie ukrywam, swego rodzaju eksperyment autorski. Mam nadzieję, że Czytelnikom się spodoba sposób prowadzenia narracji tej książki. Co do terminu premiery, znane są już pierwsze konkrety, niemniej jednak (aby nie zapeszyć) wolałbym – póki co – o nich nie informować.

Czy może Pan uchylić rąbka tajemnicy i zdradzić parę szczegółów odnośnie 4 tomu „Czarnego Wygonu” ?
W czwartym tomie dopiero Czytelnik będzie mógł uzupełnić wiedzę na temat genezy tytułu dwóch ostatnich części „Czarnego Wygonu”. Nie mogę się doczekać tej książki. To będzie powieść, która (przynajmniej taką mam nadzieję) uwiarygodni wszystkie poprzednie opisane zdarzenia. Właśnie ta część cyklu „Czarny Wygon” powinna przestraszyć najbardziej, ponieważ postaram się w niej uprawdopodobnić, że to, co wydaje się jedynie literacką ułudą, mogło wydarzyć się naprawdę…

Czy po zakończeniu serii „Czarny Wygon” planuje Pan zacząć pracę nad jakąś inną książką lub całą serią?
Po cyklu „Czarny Wygon” powinien w księgarniach pojawić się zbiór moich opowiadań. Cześć z nich będzie już znana Czytelnikom, ale zdecydowana większość będzie premierowa. Mam też w planach powieść nawiązującą do „Domu na wyrębach”, a także książkę z akcją zlokalizowaną w zupełnie nowych, odległych od Lubelszczyzny terenach. Jeszcze w tym roku moje opowiadanie pojawi się w jednej z antologii grozy.

Jak wygląda Pana zwykły dzień?
Wstaję około 7.30 i wychodzę na godzinny, dość wymagający, ze względu na przemyskie wzgórza, spacer. I to jest tak naprawdę jedyny stały punkt każdego mojego dnia. Później, w zależności od potrzeb i możliwości, piszę, odpowiadam na maile, przeglądam strony i fora literackie, czasem coś wpisuję w interesujących mnie wątkach. Popołudniami czytam lub redaguję to, co napisałem wcześniej. Czasem, jak miasto za bardzo mnie przytłacza, wyjeżdżam na wieś poszukać ciszy. Przed snem znów czytam albo oglądam jakiś dobry film. Światło i telefon wyłączam zwykle po północy.

Pisarzowi, panu Stefanowi serdecznie dziękuję za wywiad! I mam nadzieję, że mogłam Wam przybliżyć autora cyklu „Czarny Wygon” i zainteresować tych, którzy nie znają jeszcze twórczości Stefana Dardy do sięgnięcia po jego książki :) Za jakiś czas i u mnie pojawią się ich recenzje…

#218. Miqa Detektyw… wywiaz z Saszą Hady.

Ponieważ serwis Zbrodnia w Bibliotece dla swoich miłośników kryminałów przygotował pewien konkurs w formie wywiadu zadanego pewnej polskiej debiutującej pisarce kryminałów, postanowiłam wziąć w nim udział.

Postanowiłam zabawić się w Detektywa… jesteście zainteresowani jak to wyszło? Zapraszam do przeczytania wywiadu z Saszą!

JA vel Detektyw Marta (Miqa): Pani… ekhem, Saszo Hady, dziękuję, że zgodziła się Pani odpowiedzieć na parę pytań, które z pewnością rozjaśnią mi pewne zawiłe kwestie… Rozumiem również, że jak nikt inny, ceni sobie Pani dyskrecję. Dlatego oczywiście nie będę nalegała, by zdradziła mi Pani w tym krótkim wywiadzie zbyt wiele szczegółów dotyczących pani osoby. Aczkolwiek… jakaś mała wskazówka dla Pani czytelników nie byłaby znowuż taka zła…
Proszę mi zdradzić, z czym kojarzy się Pani dzieciństwo… bez obaw, nikt nas tutaj nie podsłuchuje, nie obserwuje – jesteśmy same, proszę się nie bać…

Sasza Hady: Przyznam, że ten Pani kojący, hipnotyzujący ton budzi we mnie głęboką nieufność i podejrzliwość. Proszę się nie bać, taaak… I to, że jesteśmy tu same, ma mnie niby uspokoić? A czy Pani tam przypadkiem nie ma schowanego za plecami jakiegoś ostrego narzędzia, które może okazać się przydatne, aby przyjrzeć się Saszy Hady również od wewnątrz? (e… oczywiście, że nie!)
No cóż, na szczęście drzwi są uchylone, może uda mi się uciec we właściwym momencie.
Jeśli chodzi o moje dzieciństwo, to kojarzy mi się przede wszystkim z wolnością. Rodzice dawali mi dużo swobody i mogłam znikać na całe dnie – włóczyłam się po lesie z naszymi psami albo zaszywałam się gdzieś z książką. Bardzo tęsknię do tych czasów i marzę o tym, by kiedyś udało mi się uciec z wielkiego miasta i zamieszkać w małej wiosce – takiej jak ta opisana w mojej książce.

Bardzo mnie ciekawi, skąd wzięła się u Pani taka pasja do pisania? I dlaczego akurat taki gatunek Pani wybrała?

Moje zamiłowanie do pisania chyba rzeczywiście można nazwać pasją. Zaczęło się to od poczucia głębokiej wdzięczności – w dzieciństwie szczególnie mocno przeżywałam każdą książkę jako osobiste spotkanie z autorem. Trudno było mi wręcz uwierzyć, że ktoś poświęcił kiedyś tak wiele czasu, energii i pomysłowości, żebym ja mogła się cieszyć dobrze napisaną historią. Pisarze wydawali mi się wielkimi dobroczyńcami ludzkości, którzy używają swojego talentu, żeby rozbawić, pocieszyć, zainteresować czytelników, postawić przed nimi jakieś wyzwanie, nauczyć ich czegoś albo po prostu oczarować i zauroczyć czymś pięknym. Z tej dziecięcej wdzięczności zrodziła się chęć uczestnictwa w tak zbożnym dziele;-) W pewnym sensie chciałam się odwdzięczyć za to, że książki zawsze mi towarzyszyły i sprawiały, że nie czułam się samotna. Wtedy zaczęłam marzyć o tym, żeby zostać pisarką.
Teraz moja wizja pisarskiego powołania jest mniej dramatyczna i podniosła (bo już wiem, że pisanie książek to nie żadne heroiczne poświęcenie, tylko świetna zabawa), ale dobrze pamiętam to uczucie pierwotnego zachwytu literaturą.
Dlaczego zdecydowałam się pisać kryminały? Powodów jest bardzo wiele, więc wymienię tylko jeden: wbrew obiegowym opiniom powieść detektywistyczna to bardzo wymagający gatunek. Trudno jest napisać dobry kryminał, bo oczekiwania czytelników są bardzo wysokie. A ja lubię takie wyzwania :-)

„Sasza Hady”

Czy śledztwa, które prowadzi Pani na własną rękę zbierając materiały do napisania książki sprawiły Pani wielkie trudności? Co było najtrudniej zdobyć, a co okazało się być na wyciągnięcie ręki?
Przygotowania do napisania „Morderstwa na mokradłach” nie sprawiły mi szczególnych trudności – głównie z powodu założeń, jakie przyjęłam na samym początku. Chciałam się skupić przede wszystkim na kryminalnej intrydze i ciekawych bohaterach, zaś wszelkie geograficzno-topograficzno-historyczno-socjologiczno-i-sama-już-nie-wiem-jakie dodatki miały pozostać właśnie – dodatkami.
Największą trudność sprawił mi wybór informacji, które chciałam zamieścić w książce. Samo gromadzenie ich było bardzo przyjemne i pouczające, ale nie zamierzałam zadręczać moich czytelników, serwując im – zamiast solidnej porcji zbrodniczych tajemnic – dłuższego wykładu na temat typologii torfowisk i mokradeł. W każdym kryminale powinny się znaleźć jakieś dodatkowe „smaczki”, ale nie można z tym przesadzać.

Czy posiada pani wzór do naśladowania? Moim jest Sherlock Holmes – w końcu to niezawodny detektyw… A jak jest z Panią?
Jeśli mamy pozostać w kręgu inspiracji Doyle’owskich, to chyba chciałabym być jak Irene Adler, the woman – zawsze o krok wyprzedzać mężczyznę…

Z pewnością, oprócz pisania, dużo też Pani czyta. W książkach można znaleźć wiele cennych wiadomości i wskazówek. Które pozycje okazały się dla Pani najcenniejsze, jakiego autora ceni sobie Pani najbardziej?
Staram się czytać książki bardzo różnych autorów – to takie antidotum na pokusę naśladowania jakiegoś jednego autora czy stylu. Na szczęście zawsze lubiłam łączyć ze sobą różne lektury i nie ma konieczności, żebym się do czegokolwiek zmuszała – gładko przechodzę od Hiromi Kawakami do George Eliot.
Od każdego z moich ulubionych autorów uczę się czegoś innego. Ostatnio odkryłam Maryrose Wood, która potrafi wspaniale manipulować oczekiwaniami czytelnika, przewrotnie wykorzystywać znane motywy i budować nastrój subtelnej grozy. Jeśli miałabym wytypować jednego autora, który według mnie posiadł największą pisarską zaletę, to byłby to oczywiście Bułhakow – stworzył genialną powieść, która należy do żelaznej klasyki literatury, a jednocześnie cieszy się niesłychanym powodzeniem i popularnością wśród „zwykłych” czytelników i jest ulubioną książką większości znanych mi osób. Moją także. Mam, chwała Bogu, bardzo „gminne” gusta: moją ulubioną książką jest „Mistrz i Małgorzata”, a ulubionym filmem „Leon Zawodowiec”. Kiedyś próbowałam się przestawić, np. na „Syzyfowe prace” i „Gildę” albo „Raj utracony” i „Pancernik Potiomkin”, ale jakoś mi się nie udało… ;-)

Pani Saszo… wydaje mi się, że bohaterowie Pani powieści, to osoby, które mogłam gdzieś, kiedyś widzieć lub o nich słyszeć… Czy może są to całkowicie fikcyjni bohaterowie?
Wszystkie postaci występujące w „Morderstwie na mokradłach” są fikcyjne, ale tworząc niektóre z nich, częściowo wzorowałam się na moich znajomych. Pierwowzór Ann mieszka pod Krakowem z dwójką ślicznych dzieci, trzecie jest w drodze. To właśnie obserwując ją i jej niesamowite podejście do dzieciaków, wpadłam na pomysł „ławicy”, o której można przeczytać w mojej książce. Panna March otrzymała kilka cech mojej mamy, zaś Nick Jones to właściwie moje męskie alter ego – mamy ze sobą naprawdę dużo wspólnego. Jeśli chodzi o najbarwniejszą postać powieści czyli Ruperta Marleya, to wydaje mi się, że co najmniej kilku moich znajomych chętnie przyznałoby się do niektórych jego zalet, a nawet i wad…

Jakie fakty odnośnie fabuły i bohaterów Pani najnowszej powieści może Pani zdradzić swoim bacznym czytelnikom? Proszę ich jakoś zachęcić! ;-)
Oczywiście nie mogę zdradzić zbyt wiele… Powiem tyle, że na moich czytelników czeka wiele niespodzianek – właśnie wtedy, kiedy zaprzyjaźnicie się z moimi bohaterami i poczujecie, że dobrze ich znacie, pokażą swoją prawdziwą twarz. A wtedy – mam nadzieję – polubicie ich jeszcze bardziej.

Już prawie koniec i będzie Pani wolna… Proszę mi powiedzieć, jak wygląda Pani zwykły dzień! Jestem bardzo ciekawa, co Pani robi! Może ten zwykły dzień, nigdy nie jest zwykły…?
Mój najbardziej typowy dzień zaczyna się o 7:10, kiedy orientuję się, że właśnie zaspałam. Potem wykonuję rutynowe ćwiczenia aerobowe, czyli przez dziesięć minut biegnę sprintem na autobus. Później następuje ten cudowny i wyjątkowy moment mojego dnia, kiedy nic nie robię: nie czytam, nie piszę, nie pracuję, nie rozmawiam, nie ćwiczę, nie prowadzę samochodu, nie gotuję, tylko po prostu jadę autobusem. To takie oczyszczające przeżycie egzystencjalne. Następnie przez osiem godzin pracuję pilnie jako redaktor, ku większej chwale naszego wydawnictwa, tropiąc wszelakie błędy stylistyczne, rzeczowe i banalne literówki. Po pracy wracam na moment do domu i próbuję ogarnąć rzeczywistość: karmię kota, robię pranie itd. Wieczorem jadę na trening karate albo spotykam się z przyjaciółmi. Dzień zwykle kończę, zasypiając z nosem w książce. Jak widać, niewiele czasu pozostaje na pisanie – dlatego kiedy pracuję nad jakimś tekstem, cały mój dzień staje na głowie i nie mam czasu na nic innego poza pisaniem.

I jeszcze jedna, ostatnia kwestia… Pani Saszo, proszę uchylić choć rąbka tajemnicy i zdradzić swoim fanom, czy szykuje się już w planach kolejna powieść? Jeśli tak, to czy będzie to kontynuacja …? Proszę nie zostawiać nas bez żadnego tropu, bez żadnej wskazówki!
Jeśli czytelnicy przychylnie przyjmą mój debiut, prawdopodobnie ukaże się następna część cyklu o Alfredzie Bendelinie (dyskrecja gwarantowana). Mogę zdradzić, że drugi tom już powstaje… Tropy? Wskazówki? Proszę obserwować nowości Oficynki!

JA: Po wypowiedzeniu ostatniego zdania grzecznie pożegnałam się z Panią Saszą Hady i zdołałam jeszcze wytropić jej wyjątkowe zdjęcie! Autorce bardzo serdecznie dziękuję za tak cudowne odpowiedzi na moje wnikliwe, „detektywistyczne” pytania!
_______________________________________________________________________

„Morderstwo na mokradłach”


Alfred Bendelin, prywatny detektyw (dyskrecja gwarantowana)

Alfred Bendelin, najsłynniejszy prywatny detektyw Londynu, nie może narzekać na swój los: jest rozchwytywany zarówno przez majętnych klientów, jak i rozkochane w nim wielbicielki. Brawurowo rozwiązuje sprawę za sprawą, przyprawiając funkcjonariuszy Scotland Yardu o ból zębów i koszmary nocne. Słynie z niezawodnego lewego sierpowego, piekielnej inteligencji i zniewalającego uśmiechu. Jest tylko jeden problem: Alfred Bendelin nie istnieje.

W postać znanego z powieści kryminalnych detektywa wciela się niejaki Nicholas Jones – wbrew wszystkim swoim zasadom i zdrowemu rozsądkowi. Z dnia na dzień porzuca wygodne życie w wielkim mieście i wyrusza na prowincję, aby rozwikłać zagadkę tajemniczego morderstwa. Tak – oczywiście wszystko to dla pewnych pięknych niebieskich oczu.

W otoczonej mokradłami osadzie Little Fenn zostaje znaleziona głowa znanego w okolicy domokrążcy. Wydaje się, że nikt z mieszkańców wioski nie miał motywu, by go zamordować, ale ich dziwne zachowanie zwraca uwagę samozwańczego detektywa. Wśród jesiennych mgieł spowijających torfowiska czai się zło…

Tytuł:
Morderstwo na mokradłach
Autor: Sasza Hady
Seria: ABC
Premiera: 13 lipca 2012 r.
ISBN: 978-83-62465-46-0
Cena det.: 35 zł

#159. Wywiad z Joanną Żebrowską

Niedawno miałam okazję czytać i recenzować debiutancką książkę Pani Joanny Żebrowskiej „Shit! Rok w brukowcu” (<- recenzja). Zaciekawiona postanowiłam zadać autorce książki parę pytań i jednocześnie przybliżyć Wam jej osobę :) Zapraszam do przeczytania kolejnego wywiadu :)

JA: „Shit! Rok w brukowcu” to Pani pierwsza książka. Jak wspomina Pani pracę nad nią? Co sprawiało Pani podczas pisania najwięcej przyjemności a co chciała Pani mieć za sobą najszybciej?
Joanna Żebrowska: Proces twórczy można podzielić na kilka etapów. Pierwszy to jest wstępny projekt – spisuje się na kolanie to, co się chce powiedzieć. Podczas drugiego etapu (najbardziej pracochłonnego) pracuje się nad spójnością tekstu. Selekcjonuje się informacje, uzupełnienia „dziury”, uszczegóławia się pewne kwestie, wychwytuje błędy logiczne. Trzeci etap to już zabawa słowem. Należy wyeliminować powtórki, wprowadzić epitety i inne środki stylistyczne.
Według mnie każdy etap jest w pewnym sensie przyjemny pod warunkiem, że nie trwa zbyt długo. Myślę, że każdy, kto pisał, choć raz większą objętościowo pracę, zna męki związane ze sczytywaniem tekstu po sto razy. Wydaje się człowiekowi, że to już koniec, że można pójść o krok dalej, a tymczasem nadal wychodzą błędy, okazuje się, że coś nie gra. To jest strasznie frustrujące. W pewnym momencie zna się już swój tekst na pamięć, śni się on po nocach…

Czy długo zastanawiała się Pani nad wydaniem książki? Był to Pani pomysł, czy ktoś Panią natchnął?

W czasie jednej z imprez opowiadałam koledze z studiów o swoich perypetiach związanych z pracą w brukowcu. Śmialiśmy się do rozpuku. W pewnym momencie Mareczek stwierdził, że mam świetny materiał na książkę. To była iskra zapalna. Od razu zabrałam się do pisania traktując to, jako formę autoterapii…

Skąd taki a nie inny tytuł?
Na początku tytuł miał być jednowyrazowy: inne brzydkie słowo;))) Podobał się on zarówno moim redaktorom jak i grafikom. Niestety, prawnik, który miał czuwać nad tym, aby nikt nie poczuł się urażony, powiedział zdecydowanie: nie. Uznał, iż tytuł za bardzo kojarzy się z pewną gazetą;) Wtedy padła propozycja, aby sparafrazować tytuł Merde! Rok w Paryżu. To nasze brzydkie słowo miało wejść w miejsce słowa „Merde!”. Ku naszemu rozczarowaniu prawnik również odrzucił tę wersję. Więc zdecydowaliśmy się na angielskie „shit!” w miejscu „merde”. Jednocześnie postanowiliśmy, że gazeta w książce będzie się nazywała „Hit”.

Czy utożsamia się Pani z którymś z bohaterów powieści?
Rozumiem, że w tym pytaniu kryje się inne pytanie, postawione nie wprost, czy to Pani jest tą niedojrzałą emocjonalnie i zagubioną Edi?;))) O.K. Będę szczera. Myślę, że w mojej bohaterce jest coś ze mnie, ale nie ze mnie dzisiejszej (mam swoje lata, jestem stateczną matką i żoną), ale z Joanny Żebrowskiej z bardzo odległej przeszłości.

Jakie przesłanie chciała Pani zawrzeć w swojej książce?
Przesłanie jest bardzo czytelne: bądźcie krytyczni, nie wierzcie we wszystko to, co serwuje Wam kolorowa prasa, ale nie tylko kolorowa prasa. Ta książka nie jest bowiem, wbrew pozorom, satyrą tylko na świat tabloidów. Porusza problemy dotyczące mediów w ogóle. Wiele z nich coraz bardziej upodobnia się do brukowców pod względem rzetelności dziennikarskiej. Mam na myśli zwłaszcza telewizję, która robi nam w sposób nieprawdopodobny wodę z mózgu. Wykorzystuje fakt, że za pomocą obrazu (nie ważne czy to zdjęcie w gazecie, czy to kadr telewizyjny), można łatwo manipulować odbiorcą. Gdy coś widzimy na zdjęciu, to wydaje się nam, że tak jest. Tymczasem to często bywa złudne…
Drugie przesłanie dotyczy pracy w korporacji. Chciałam poradzić bardzo młodym ludziom, do których adresowana jest książka: nie bądźcie szczurami, które startują w wyścigu, nie warto. Prędzej czy później zapłacicie za to wysoką cenę.

Czy spodziewała się Pani tak pozytywnej reakcji ze strony czytelników?
Spodziewałam się, że książka wywoła dyskusję. W końcu pozwoliłam sobie powiedzieć o czymś, o czym do tej pory głośno się nie mówiło. Starałam się być przy tym szczera. Wydaje mi się, że czytelnicy świetnie wyczuwają, które teksty pisane są dla pieniędzy, a które z potrzeby serca.

Czy może Pani uchylić rąbka tajemnicy i zdradzić przynajmniej jedną historię z książki, która była prawdziwa?
O historiach związanych z pracą w tabloidzie, nie mogę mówić z oczywistych powodów. Podzielę się jednak pewnym spostrzeżeniem dotyczącym historii z życia prywatnego mojej bohaterki. Nie mówiłam tego do tej pory… Te wydarzenia też w dużej mierze znajdują potwierdzenie w faktach. I co ciekawe, historie, które znajdują potwierdzenie w faktach są najbardziej krytykowane np. na blogach. Zarzuca mi się, że są nieprzekonujące, nieprawdopodobne, co mnie często śmieszy. Jedną z takich historii jest historia z czarnoskórym lekarzem. Podobną przygodę przeżyłam sama wiele lat temu.
Niektóre postacie z książki mają też swoje pierwowzory. Taką postacią jest m.in. Rachela. Po cichutku liczyłam na to, że ktoś rozszyfruje ten pseudonim. Nie było to takie trudne. Chodzi o osobę, o której było dość głośno w pewnym momencie. Niedawno powstał film na kanwie jej przeżyć…
Od razu jednak zaznaczę, że nie można brać za bardzo na serio wszystkiego, co napisałam. Postacie w książce są pokazane w karykaturalnym świetle, w krzywych zwierciadłach. To ma być w końcu współczesna satyra.

Kto należy do grona Pani ulubionych pisarzy/pisarek? Książki, z jakiego gatunku lubi Pani najbardziej czytać i dlaczego?
Pochłaniam wszystko, co mi wpadnie w ręce, od najwybitniejszych twórców, do literatury popularnej. W zależności od nastroju, pory, miejsca, w którym się znajduję. Wyznaję przy tym jedną zasadę: czytam to, co mi sprawia przyjemność, a nie to, co powinnam przeczytać. Moim zdaniem życie jest za krótkie na to, żeby faszerować się treściami, dzięki którym można zabrylować w towarzystwie. Czytam to, co jest mi w jakiś sposób bliskie, w czym odnajduję bliskie mi wartości, co pozwala mi odkrywać i poznawać lepiej siebie oraz otaczającą mnie rzeczywistość. Nigdy nie skuszę się np. na Masłowską, którą tak się wszyscy zachwycają, bo według mnie to wydmuszka, lektura pusta, która nie niesie ze sobą nic. Wyjątkowo odrzucają mnie też książki, które są popisem erudycji autora. Takich książek mogłabym wymienić wiele.

Czy ma Pani zamiar w przyszłości wydać kolejną książkę? Jeśli tak, to czy ma Pani już jakiś konkretny pomysł?
Nie mam pewności, że jeszcze kiedykolwiek napiszę coś, co będzie dłuższe niż artykuł prasowy;) Wciąż czuję się bardziej dziennikarką niż pisarką. Wyznaję jedną zasadę, o której niestety większość świata artystycznego zapomina. Zabierać głos powinno się tylko wtedy, kiedy ma się coś istotnego do powiedzenia. Takiej zasadzie hołdował m.in. mój ulubiony reżyser Janusz Morgenstern. Nakręcił w życiu tak mało filmów, ale przecież nie liczy się ilość…
Na koniec ciekawostka: gdy „Shit!” ukazało się na rynku zgłosili się do mnie byli dziennikarze tabloidów. Dzielili się ze mną swoimi wspomnieniami. Okazało się, że moje przeżycia wypadają blado przy ich doświadczeniach;) Doszliśmy do wniosku, że mamy gotowy materiał na drugą część przygód Edi. Na razie jednak nie podjęłam decyzji na tak ani na nie.

Pani Joannie Żebrowskiej serdecznie dziękuję zarówno za udostępnienie mi książki do recenzji oraz za udzielnie wyczerpujących odpowiedzi na moje pytania. Was, drodzy bloggerzy i czytelnicy, mogę już tylko zachęcić do przeczytania książki „Shit! Rok w brukowcu” :)